Mruczanka zdziwiona

Pod moim poprzednim wpisem znalazł się taki komentarz:

> kasiask
> 2005/08/08 19:20:00
> jak w grę wchodzi miłość, to nie ma mowy o bohaterstwie…

Muszę przyznać, że nie rozumiem tego hasła. Czy miłość wyklucza bycie bohaterem? Czy może bycie bohaterem wyklucza miłość?

Czy ktoś, kto kocha, nie może zachować się bohatersko?

Czy bohater nie może kochać?

Proszę o wyjaśnienia szanowną autorkę komentarza, bo doprawdy nie chwytam.

Dla mnie ludzie, którzy tak postępują (patrz poprzedni wpis) to bohaterowie. W najgłębszym, najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.

Mruczanka Drogowa

I jeszcze z dzisiejszych głębokich wypowiedzi Piłeczki (lat 1,5 – przypominam).

Jedziemy na rowerach. Pietruszka za mną, na dużym foteliku. Piłeczka przed mamą, na kierownicy, na małym.

Stoimy na przejściu dla pieszych (czy raczej – przed przejściem). Ulica mało ruchliwa, ale akurat – jak na złość – sznurek samochodów. Wreszcie przejeżdżają. Ruszamy powoli, już jesteśmy jedną nogą (a raczej – jednym kołem…) na pasach – ale wyłania się jeszcze jeden. Czerwony zresztą. Cofamy się (no, bądź co bądź on jest większy, cięższy i szybszy, więc po co ryzykować…). I wtedy córka moja wyciąga małą łapkę, wykonuje klasyczny gest „grożenia palcem” (wskazującym, żeby nie było…) i wygłasza tonem nieznoszącym sprzeciwu następującą frazę:

„Ty, ty ty! Auto ne! Mama brum brum!!!”

…w tłumaczeniu na polski (w połączeniu z tonem i całą sferą pozawerbalną) brzmiałoby to chyba:

„Chamie jeden, my mamy pierwszeństwo!”

😉

P.

Mruczanka Artystyczna (?)

Relacja M.:

Puchatek był w Warszawie. M. była w kuchni. Pietruszka budował coś z klocków. Piłeczka poszła na górę (tak, poszła, wszelkie próby uczenia jej, że „bez mamy i taty na schodzy się NIE-WCHO-DZI!!!” okazały się bezskuteczne. Grochem o cokolwiek.)

Cisza.

Pietruszka buduje.

M. w kuchni.

Cisza.

Cisza?

Cisza?!

Wiadomo, że jak jest cisza i Piłeczki nie słychać, to albo śpi, albo…

M. popędziła na górę. W sypialni Piłeczki nie było. W łazience też. Piłeczka była w dużym pokoju na górze. Tym, co to ma być pokojem dzecinno-zabawowym.

Piłeczka dorwała kredki. Świecowe.

I teraz na całej jednej ścianie – od okna do drzwi – mamy szlaczek. Szlaczek jest baaardzo kolorowy (użyła skubana WSZYSTKICH kredek po kolei!), zaczyna się jakieś dziesięć centymetrów nad podłogą (…schylać się dziecku nie chciało…) a kończy na tam, gdzie mała łapka sięgała.

Czad. Dobrze, że nie przyszło jej do głowy wleźć na stołek…

…jeszcze by spadła…

:))))))

P.S. Pokój i tak miał być w sierpniu malowany. Ale wrażenie jest! 🙂

Puchatek Ojciec Artystki.

Mruczanka Nocnikowo – Kąpielowo – Kulturalna

Potwory się cywilizują. Powoli, ale w tym wieku to chyba normalne.

Pietruszka siedzi na nocniku. Po stosownej chwili, zamiast zwykłego „juuuż!” Puchatek słyszy:

– Tatusiu, ja chiba juz skońcyłem… Cy mozez mi wytseć pupsko?

…A kilka godzin później, w wannie, Puchatek mówi do Pietruszki:

– A teraz poproszę pupę do umycia.

Pietruszka posłusznie wstaje, pupę wystawia, ale wygłąsza przy tym – tonem niezwykle powaznym a uprzejmym:

– Alez prosę bardzo, tatusiu.

No comment.

🙂

Mruczanka zoologiczna

Puchatek się opuszcza. Miał pisać – nie pisze, no skandal po prostu. Ech.

A działo się, działo… Poszły Puchatki do ZOO. Pierwszy raz w życiu (to znaczy w życiu Pietruszki i Piłeczki, bo Puchatek i M. to owszem, bywali 😉

Piłeczka – mało oczu nie pogubiła. Podskakiwała jak kauczukowa. „O, o, o, o!” – wołała pokazując na kolejne ezgotyczne czworonogi.

Pietruszka – jak to Pietruszka. Zupełnie inaczej, znaczy. Paaaaatrzył. I chłonął. I nic nie mówił – tak już ma, że jak coś chłonie, to milczy.

Aż nagle przemówił. Zobaczył zwierzaka, oczy otworzyły mu się jeszcze szerzej (a Puchatek już przedtem myślał, że szerzej się nie da…) i powiedział zdumionym głosem:

– ZEBLA!

…i rzeczywiście, zebra. Jak w mordę strzelił.

Opowiadano kiedyś historyjkę o prostym rolniku (o, przepraszam, farmerze) ze Środkowego Zachodu USA, który pierwszy raz w życiu poszedł do ZOO. Kolejne zwierzaki oglądał, dziwił się, ale nic nie mówił. Aż wreszcie stanął przed wybiegiem zebry. Wytrzeszczył oczy, poczym – wyraźnie zirytowany – machnął ręką i powiedział zdecydowanie:
– Nieeee, takich zwierząt nie ma!

…i poszedł.

Mruczanka Z Wyrzutami Sumienia

Puchatek wyrzuty sumienia ma. Bo ostatnio nie pisze prawie.
To znaczy – pisze, ale nie to, co by chciał i nie tutaj. Ale Puchatek obiecuje poprawę. W tę sobotę Puchatek kończy Duże Tłumaczenie Na Czas, więc będzie spokojniej. I wróci do w miarę regularnego odwiedania tej strony. Howgh.

***

Cytat dnia:
Pietruszka (lat 3 i miesiąc, przypomnę), na propozycję klapnięcia na nocnik i zrobienia siusiu przed spacerem:

– No bez przesady, ja nie mogę, a kuku, kolejeczka, hej!

…dadaizm???

Mruczanka (G)astronomiczna

Puchatek z całą Chatką spędził dzisiaj uroczy dzień w Mieście Stołecznem. Z punktu widzenia Potworów – sto atrakcji: kolejka WKD, autobus, tramwaj i różne tego typu przyjemności, których nasze (tak, trzeba to wprost powiedzieć…) wiejskie (no dobrze, nich będzie że „podmiejskie”) dzieci na co dzień nie mają.

Generalnie wyprawa przebiegła bez zakłóceń, jeśli nie liczyć faktu, że Piłeczka (przypomnę – aktualnie w wieku 15 miesięcy) urządziła w kolejce dziką awanturę jakiejś pani, która ośmieliła się trzymać rękę na poręczy TUŻ OBOK rączki piłeczkowego wózka. Bezczelna awanturnica (mówię o córce mojej…) posunęła się do tego, że złapała ową panią za rękaw płaszcza i zaczęła SIŁĄ odciagać od swojego wózeczka. Oczywiście zmuszeni byliśmy ją powstrzymać (a rzeczoną panią przeprosić…), co spotkało się ze stanowczym protestem. A że Piłeczka zna na razie tylko jeden sposób stanowczego protestowania, już po chwili cały wagonik kolejki WIEDZIAŁ, że coś jest nie tak. Podejrzewam, że ludzie na końcu wagonika podejrzewali nawet jakieś akty fizycznej przemocy wobec niewinnego (he he he…) dziecięcia. No, ta sobie w życiu poradzi. Tylko po kim ona to ma???

Ale najlepsze wydarzyło się po powrocie. Pietruszka już w drodze do domu zaczął straszliwie marudzić. Szybko okazało się, że jest po prostu głodny („okazało się” to znaczy Wyrodni Rodzice załapali o co chodzi, bo Pietruszka takich subtelnych stanów jeszcze nie pojmuje). A jak Pietruszka głodny, to zły. Oj, zły. Ryk, kwik, rzężenie o WSZYSTKO. Po wejściu do domu Wyrodni Rodzice rzucili się do przygotowywania obiadu, ale żeby im dziecko tym, czasem z głodu nie padło (…a raczej nie zawyło się na śmierć…), M. zastosowała sposób stary, sprawdzony i zwykle bardzo skuteczny – RODZYNKI. Miseczka tychże – i Pietruszka (wciąż bucząc) zaczął pysio napełniać. Tymczasem obiadek „się zrobił”. A na obiadsek były (odgrzewane, co tu kryć…) ruskie pierogi, w Chatce Puchatka uwielbiane pasjami.

Pietruszka siadł do stołu, wciąż jeszcze w nastroju lekko wyjącym. „Pierożki” owszem, chętnie… Ale zaraz, zaraz, a kto powiedział, że można juz zabrać rodzynki?!

I nasz Pietruszka, lat trzy i (prawie) miesiąc, zajadał ruskie pierogi zagryzając rodzynkami. Kęs pierożka, dwa rodzynki, znowu pierożek, znowu rodzynki… De gustibus…

…To się zdaje się nazywa kuchnia typu „Fusion”.

Puchatek.

Mruczanka Nostromalna

No, horror po prostu. Włos się zjeżył (dobrze, że akurat krótko przycięty, to nie było widać).

Godzina nieprzyzwoita – koło północy. Puchatek kończy właśnie jakiś dłuższy odcinek tłumaczenia. M. śpi. Potwory śpią od dawna.

Puchatek zamyka komputer, wyłącza psa (czy jakoś tak) i lekko nieprzytomny idzie na górę. W sypialni półmrok. M. jak to M. – leży zakutana w kołdrę. Puchatek sięga po swoją piżamkę, chcąc udać się do łazienki w celu dokonania wieczornych ablucji wszelkich. I nagle wyżej wymieniony włos sie Puchatkowi jeży, choć krótki.

Na piersi śpiącej M. coś zaczyna się ruszać. Wybrzuszenie rośnie, wierci się i wyraźnie dąży do uwolnienia się spod zwałów zawiniętej kołdry. Puchatkowi jak żywa staje w oczach scena z „Obcego…”.

COŚ WYŁAZI Z MOJEJ ŻONY!!!! Ratunkuuuuu!!!

Puchatek stoi jak sparaliżowany. Kołdra wreszcie „pęka” w jedną stronę (słowo daję, Ridley Scott by się tej sceny nie powstydził) i z piersi mojej żony wygląda zębata paszcza…

…Piłeczki, rzecz prosta. Która się była parę minut wcześniej przyssała, a teraz – poruszona jakimś ruchem w pokoju – musiała oczywiście sprawdzić, co się dzieje.

No i co, potwór? Czy nie potwór? Tak ojca nastraszyć…

Przerażony Puchatek

Mruczanka – horror

Wchodzi Piłeczka do pokoju, w którym Puchatek i M. jedzą spokojnie śniadanie. Pietruszka składa jakieś klocki („Juz siem najadłem”), Piłeczka bawiła na gościnnych występach w kuchni (za ścianą). Puchatek siedzi tyłem do drzwi, więc najpierw widzi M., która nagle otwiera oczy baaaardzo szeroko, a potem mówi przerażonym głosem coś w stylu „O Jezu, a co to????”
.
Puchatek się odwraca i… martwieje. Piłeczka ma całą twarz we krwi. Gęstej, czerwonej. Pokaleczyła się? Upadła na nos?
.
Po ułamku sekundy dopiero dochodzi do Puchatka, że pod warstwą rozmazanej posoki widnieje promienny uśmiech, a szarozielone oczka (po mamie…) śmieją się jeszcze bardziej. Piłeczka podnosi rączki do zakrwawionej buźki i… zaczyna się „kremować” – czynność podpatrzona u mamy, która rano kremuje sobie twarz, co Piłeczka uwielbia naśladować używając najróżniejszych substancji, które akurat wpadną jej w łapki.
.
Tym razem dorwała ketchup.
.
Puchatek