Łomatttko. Można by pisać i pisać.
Pyszczak wczoraj po raz pierwszy w życiu zobaczył morze. Reakcja była typowa (dla Pyszczaka). Najpierw chwila zdziwienia (taaakie oczy), a potem…SRRRRRU. Chlup.
Ten typ tak ma 🙂
Potwory starsze też moczyły odwłoki. Intensywnie.
Dziś zaraz po śniadaniu poszliśmy – dla odmiany – na plażę. Zeszliśmy z niej już o wpół do piątej – tylko dlatego, że o piątej był obiad.
Pogoda świetna – nie za gorąco, ale słonecznie, woda ciepła (…jak na Bałtyk…).
Nigdy nie lubiłem „leżenia na plaży”. Owszem, przyjść popływać, pochlapać się w wodzie, odpocząć… A potem w drogę. Gdzieś. Gdziekolwiek.
Ale dziś Potwory się kąpały (intensywnie), M. z nimi, Pyszczak spał (po trzech godzinach NIEUSTANNEGO biegania w tę i z powrotem wreszcie padł…), a ja… leżałem na plaży. Na kocyku. Z głową w cieniu. Jak emeryt 😀
Widać czasem trzeba. Leżałem, myślałem, przysypiałem… I czułem, jak wreszcie schodzi ze mnie napięcie całego tego trudnego roku. A właściwie dwóch lat – bo po poprzednim roku (uwaga – liczę latami szkolnymi, a nie kalendarzowymi…) też jakichś poważniejszych wakacji nie było. A ten poprzedni rok też był koszmarny. Dosyć.
***
A wieczorem… Hłe hłe hłe… poszliśmy na „wieczorek zapoznawczy” 😀 Normalnie jak na wczasach. Ale (ach, niestety…) byliśmy tylko na części dla dzieci. Potwory się wyskakały, w kolejnych konkursach wygrały łącznie chyba ze trzy kilo lizaków, nawet Pyszczak tańczył (jecze jak!). Ale z dorosłych tylko jedna para odważyła się potańczyć. Zgadnijcie, która. Dla ułatwienia dodam, że ta w skład której wchodziła najładniejsza dziewczyna na sali 🙂
Pani prowadząca zajęcia dla dzieci bardzo się starała – i nawet jej to nieźle wychodziło. Na szczęście dzieci nie znają na tyle angielskiego, żeby zrozumieć teksty piosenek, które pani puszczała z płyty w czasie zabaw. Bo by się zawstydziły. Chyba.
***
Domek jest sympatyczny, łazienka z ciepłą wodą, DWA pokoiki (sypialnia i salon ;-), jedzenie naprawdę w porządku, obsługa miła. Ale największą chyba zaletą ośrodka (Sia.siu, wolno podawać nazwy? Czy lepiej nie? 🙂 jest fakt, że z jego terenu można wyjść BEZPOŚREDNIO na plażę. Wychodzi się z domku, idzie pięćdziesiąt metrów, przechodzi przez niebieską furtkę i pas sosen – i już. Plaża. A za nią Bałtyk. Do Szwecji na lewo, na lewo.
Dzięki czemu (co docenią wszyscy posiadacze dzieci w wieku przed- i wczesnoszkolnym) można w ogóle nie zbliżać się do straganów, sklepików, stoisk, sprzedawców ulicznych, chodnikowych, plastikowych jaszczurek, pistoletów puszczających bańki, różowych-podróbek-Barbie, koszulek-z-napisami, przepięknych misiów i siedemnsatu tysięcy durnostojek pod tytułem „Pamiątka znad Bałtyku” (kto by pomyślał, ile rzeczy można zrobić z jednej, wyliniałej muszelki jakiegoś nieszczęsnego małża…).
I w ten prosty sposób unika się jęczących głosów powtarzających do znudzenia „Mamo, kup mi…” – które , sami przyznacie, mogą człowiekowi zmarnować wakacje (albo wyzerować stan konta).
***
Jest dobrze. Odpoczwamy. Dopóki Potwory są małe, to jednak chyba najlepszy sposób spędzania wakacji, jeśli chce się naprawde odpocząć. Dzięki, Sia.siu. 🙂