Piłka zaproszona na urodziny do koleżanki. Urodziny – w lokalnym domu kultury, w klubie z kręglami etc. Ot, taka moda teraz, że się dzieciom opłaca urodziny w lokalach (a po ostatnich urodzinach Pietruszki i piętnastce dziewięciolatków w domu stwierdzam, że to jednak nie takie głupie).
Przyprowadzam Piłkę, zostawiam, dzieciarnia szaleje z kulami od kręgli, na stole tort i napoje, jak to na urodzinach. Wychodzę, razem ze mną wychodzi J., znajomy, ojciec innej z imprezowiczek. Idąc do drzwi widzimy T., ojca siedmioletniej jubilatki, naszego wspólnego znajomego, który stoi przy barze i rozmawia o czymś z barmanką wygląda, jakby jeszcze ustalał ostatnie szczegóły imprezy. Barmanka – co rzuca się w oczy – jest wyjątkowo ładna.
– Patrz, jaki zajęty – śmieje się J. – Nawet z nami nie pogadał.
– No fakt – odpowiadam. – Ładna dziewczyna, trzeba przyznać, ale żeby tak podrywać barmankę w obecności żony? – kpię w konwencji męskiego żartu, bez cienia podtekstu.
J. patrzy na mnie przez chwilę (jesteśmy już za drzwiami). – To ty nic nie wiesz?
– O czym nie wiem?
– T. i jego żona się rozstali. On się wyprowadził z domu, mieszka w wynajętym pokoju. Odszedł od nich.
„Od nich” to znaczy od żony i siedmioletniej córki, właśnie obchodzącej urodziny.
Nie, nawet nie próbuję nikogo oceniać ani osądzać. Nie mam pojęcia o sprawie, nie wiem kto „zawinił”, kto podjął jakie decyzje, dlaczego tak a nie inaczej. Nie wiem i pewnie nie będe wiedzieć, bo z T. łączą nas realcje dosyć luźne, natury – powiedzmy – rekreacyjno-sportowej.
Tak, wiem że „życie się różnie układa” i tal dalej. Tylko po prostu żal mi tej rodziny, tej skądinąd romantycznej historii, którą poznałem zupełnie przypadkiem. I cholernie żal mi tego dzieciaka, któremu – tak czy inaczej – właśnie świat się wali na głowę.
Siedem lat – chyba nie ma gorszego czasu na rozstanie rodziców. Jak dziecko ma rok czy dwa, to niewiele z tego pamięta. Jak ma lat …naście, to oczywiście jest dla niego dramat, ale ma już jakiś własny świat, jakichś przyjaciół, jakieś wydeptane dróżki w życiu. A tak…
Jakoś mi tak… ech.