Na ten Nowy Rok…

…mój tata się rozchorował. Już po świętach źle się czuł, głowa go bolała, osłabiony był, trochę kaszlał… Ale żeby do lekarza pójść? Nieeee, po co, aspirynę weźmie i witaminę C i mu przejdzie przecież. No to jak wreszcie (po tygodniu!) trafił do lekarza, to się okazało, że rzeczywiście przeszło – w zapalenie płuc.

Zapalenie płuc to w ogóle nie jest rzecz lekka, a jak się ma osiemdziesiąt trzy lata, to jest to naprawdę poważna sprawa. Szczęście w nieszczęściu – zapalenie zostało złapane na tyle „w porę”, że nie trzeba było taty wysyłać do szpitala. Siedzi w domu, bierze antybiotyk, robi sobie inhalacje. Mam nadzieję, że to pomoże. Ale słowo daję – rozmawiałem już o tym z siostrą – że jak wyzdrowieje, to przyjedziemy do niego razem i pierwszy raz w życiu ochrzanimy go od góry do dołu. Ja sam nie jestem z tych, co to z każdą drobnostką biegną od razu do lekarza, ale do licha: covid jeszcze działa, wszystkie gazety trąbią o epidemii grypy z poważnymi powikłaniami, jest mnóstwo przypadków zakażeń wirusem RSV, przy których – jak informuje ciocia Wikipedia – „u osób starszych (…) może dojść do rozwoju zapalenia płuc”. On o tym wszystkim wie, ma też świadomość swojego wieku i wynikających z niego ograniczeń, ale na propozycję pójścia do lekarza zapala mu się jakiś taki sygnał alarmowy „nie i już”. I takie są skutki… Mam nadzieję, że z tego szybko wyjdzie, ale nie ukrywam, że trochę się martwię.

***

Książkę pod choinkę dostałem – „Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa” Tolkiena. To kilka opowiadań, rozgrywających się albo na dalekich obrzeżach świata znanego z „Władcy Pierścieni”, albo w ogóle w świecie czysto baśniowym.

Są wśród nich dwa opowiadania, które znałem wcześniej i mam w wydaniu Iskier z 1994 r. („Tolkien dzieciom”). „Rudy Dżil i jego pies” w tej nowej wersji nazywa się „Gospodarz Giles z Ham”, a „Kowal z Podlesia Większego” to teraz „Kowal z Przylesia Wielkiego”. Zmiana tytułów wynika oczywiście z nowego tłumaczenia. No i… Jakby to ładnie ująć… Z całym szacunkiem dla tłumacza (oba te opowiadania przełożył skądinąd dobry tłumacz, pan Cezary Frąc) stara wersja w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej jakoś bardziej do mnie przemawia. Jej przekład jest bardziej poetycki, bardziej – nie wiem, jak to inaczej ująć – płynny, lepiej (to oczywiście tylko moje prywatne zdanie) oddaje klimat języka oryginału. Lepiej się czyta.

Co nie zmienia faktu, że powrót choć na kilka chwil do Niebezpiecznego Królestwa – do domeny Baśni – to coś, co chyba było mi bardzo potrzebne.