Powakacyjnie – z Innej Strony

No, to napisałem coś o tym, co w te wakacje było piękne i co będę miło wspominać. Niestety, nie wszystko było łatwe i przyjemne. Było trochę problemów, które każą mi poważnie zastanowić się nad przyszłorocznymi wakacjami. Nad tym, że chyba pora coś zmienić, coś zrobić inaczej (choć na razie nie mam pojęcia, co).

Moje Potwory – kto je zna, ten potwierdzi – to trzy kompletnie różne osobowości. Różnią się od siebie tak bardzo,  że czasami naprawdę trudno to ogarnąć. Mają zupełnie różne charaktery i temperamenty, różne zainteresowania, różne tempo „rozruchu”, kompletnie różne podejście do tego, co znaczy „fajnie spędzać wolny czas”. A z tego wynika, że wspólne spędzanie wolnego czasu bywa trudne.

Pietruszka to analityk, ścisłowiec, każdy włos dzieli na czworo (co tam na czworo, na czternaścioro!) mózg mu pracuje szybciej, niż mały parowozik. Jest kompletnie inny, niż ja – ale jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu, to – paradoksalnie – z całej czwórki jest najbardziej do mnie podobny. Męczy go „leżing i plażing”, do wody owszem, chętnie wskoczy… na pół godziny. A potem by gdzieś poszedł, coś pozwiedzał, zobaczył coś, czego jeszcze nie widział. O, bo takie wzgórze wznosi się nad wioską, w której mieszkamy… Jak myślisz, tato, da się tam wejść?… Zrobić zdjęcia ze szczytu?…

Piłka – trochę z charakteru, trochę z powodu swoich (przejściowych, ale jednak) problemów z nogami wielką entuzjastką „łażenia” nie jest. Ona by chętnie na tej plaży została – też nie po to, żeby leżeć, ale głównie po to, aby siedzieć w wodzie. Pojechać, zwiedzać? No, ewentualnie. Pójść gdzieś? Ale co, piechotą…? Nie fanatycznie.

Pucek – najchętniej bawiłby się z kolegami w podobnym wieku (na szczęście tym razem tacy tam byli…). Plaża – super, jeśli spełniony jest warunek numer jeden. Wycieczki – jak wyżej. Piesze wycieczki? Byle nie za długie (przy czym odległość, która jest uznawana za „za długą” jest odwrotnie proporcjonalna do temperatury). Zabytki go jeszcze nie interesują.

Różnice charakterów (i, w ostatnim przypadku, wieku…) sprawiają też, że Potwory – kiedy spędzają ze sobą zbyt dużo czasu – zaczynają się gryźć.

W efekcie bardzo często sytuacja jest taka, że niezależnie od tego, co robimy i na co się decydujemy, ktoś jest niezadowolony. Jedziemy do Szybenika? Pietruszka jest za (można pozwiedzać, połazić, zobaczyć coś nowego). Piłka jest za (łażenia nie za dużo, a sklepy, wystawy, całe „wielko(…)miejskie życie”. Pucek? „A co ja tam będę robił…? Będę się nudził… I długo się tam jedzie…”

Jedziemy na plażę? Piłka jest za (woda, woda i poza tym jeszcze woda). Pucek jest za (woda, kolega W., kolega K. – czego chcieć więcej?). A Pietruszka? „Znowu…? Przecież wczoraj byliśmy na plaży…”.

A jak już w tym Szybeniku – to może wdrapiemy się na sam szczyt wzgórza, do twierdzy? Pucek jest za (twierdza, zamek, no, rycerze tam byli i w ogóle). Pietruszka jest za (BARDZO za). Piłka? „Wysoko… długo się idzie… Nogi… Kolana mnie będą boleć”…

I tak dalej, i tak dalej. A jak jeden ktoś jest niezadowolony, to reszta ktosiów też nie jest do końca szczęśliwa. A zgadnijcie, komu się w takich sytuacjach najbardziej (na płaszczyźnie emocjonalnej) obrywa…?

A już nie daj Boże próbować jakichś „krakowskich targów”, jakichś kompromisów.

Wracamy z Trogiru. Piłka chce do domu. Pietruszka chce zahaczyć o Góry Dynarskie, czyli jechać drogą okrężną i gdzieś połazić. Pucek jest zmęczony. Kompromis? Pojedziemy trasą przez góry (czyli dookoła), ale już bez łażenia etc. Efekt? Pietruszka skrzywiony (no bo co z tego, że góry piękne, jak nie da się choć godzinę czy dwie po nich pochodzić). Piłka skrzywiona (bo zamiast trzech kwadransów byliśmy w drodze trzy i pół godziny). Pucek skrzywiony i rozmarudzony (bo za długo, bo on chce pić, ale nie to, co mamy, tylko akurat co innego, a w ogóle, to on się umawiał z kolegą W., że będą grać w Uno, a…).

Czyli próba dogodzenia wszystkim nieodmiennie sprawia, że wszyscy są niezadowoleni. A jak wszyscy są niezadowoleni, to ja mam przerąbane. I po takim dniu jestem cholernie zmęczony, i tylko czekam, aż oni wreszcie pójdą spać, a ja będę miał godzinę ciszy i spokoju… Trudno powiedzieć, żeby był to ideał rodzinnych wakacji.

Nie wiem, jak to rozegrać. Do przyszłorocznych wakacji jeszcze dużo czasu, może coś wymyślę. Na razie trzeba się wygrzebać z powakacyjnego dołka finansowego, który – wszystko na to wskazuje – skończy się (czyli wyrówna) dopiero w październiku.