Mruczanka Zirytowana Nieco

Mały aneks do poprzedniego wpisu.
Dzwoni telefon. Komórkowy. „Halo? Czy to pan Puchatek? Jestem kurierem z firmy X, mam dla pana przesyłkę i chciałem zapytać, czy będzie pan w domu po siedemnastej…”
Szybka praca umysłowa. Kurier? Przesyłka? Jakąś płytę ostatnio Puchatek na Allegro kupował, ale sprzedający pisał, że pocztą wysyła… Ki czort? Co za przesyłka kurierska?
Pan kurier zjawił sie we własnej osobistości i przyniósł paczkę. Dużą.
Paczka okazała się być przesyłką z Wielce Szacownego Wydawnictwa. Były w niej książki, które Puchatek dla Wydawnictwa tłumaczył. Tak zwane egzemplarze autorskie. Po trzy sztuki obu wybitnych dzieł.
No, po prostu uroczo. Egzemplarze autorskie. Ho ho. Tyle, że te egzemplarze to Puchatkowi na nic. I mógł je sobie osobiście odebrać, jak będzie w Warszawie (tak się przecież umawiał!).
A Szacowne Wydawnictwo, jak nie ma na co pieniędzy wydawać, to mogłoby sobie przypomnieć, ile jest Puchatkowi winne. Mianowicie pięć tysięcy złotych. Polskich, nowych. Do licha. A egzemplarze autorskie to sobie może…
No dobra, może lepiej już skończę. 😦

Mruczanka Jesienna (a Fuj!!) 

Puchatek najmocniej przeprasza, ale kończył był książkę. Dobrą, ciekawą, dobrze napisaną… Szczegółów na razie podać nie może, ale jak się ukaże, to da znać.

A poza tym? A poza tym jesień…
Jesień nigdy nie należała w Puchatkowie do ulubionych pór roku. A już taka jesień… Zimno, deszczowo… Zresztą – co Wam Puchatek będzie tłumaczył, bądź co bądź większość Czytelników tych notek też nie mieszka w Ciepłych Krajach…
No i mamy pierwszą ofiarę jesieni. Pietruszka parę dni temu zaczął kaszleć, a dziś już zaczyna zalegać i ma gorączkę. Kiepska sprawa.
A Puchatek jest zmęczony. Nawet nie czymś konkretnym (ostatnia książka specjalnie wykańczająca nawet nie była…), tylko tak ogólnie.
Przesilenie jesienne. Sen zimowy. I tak dalej.
Ech.
A Szanowane Polskie Wydawnictwo wisi Puchatkowi ponad pięć tysięcy. I pewnie będzie wisiało jeszcze parę tygdoni. Kocia Twarz. 😦
A Sia.sia w Szkocji. A Puchatkowy Tata jedzie za parę dni do Prowansji. Urlopowo. Emerytom to dobrze 😉
A my co? Tylko… Wiadomo. Banany.