Piłka ma w szkole konkurs recytatorski. A ponieważ jest rok Tuwima, wiersze mają być Tuwima właśnie. Uczestnicy maja sami sobie wybrać wiersz, który chcą recytować. Nauczycielka która organizuje konkurs podkreśliła podobno, że to nie muszą być wiersze „dla dzieci”. Po prostu dowolny wiersz Tuwima, byle miał co najmniej cztery zwrotki. No i Piłka przyszła do taty, żeby jej coś zaproponował. „Bo ty przecież tego Tuwima tak lubisz”…
W pierwszym odruchu pomyślałem oczywiście o słynnym „Wierszu, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”… Moja (chora?) wyobraźnia podsunęła mi obraz grzecznej, na galowo ubranej dziesięciolatki która wychodzi na szkolnym konkursie recytatorskim i mówi taki tekst. No, ale sami rozumiecie, że nie mógłbym własnej córce tego zrobić… Na razie…
A potem przyszedł mi do głowy „Śmierdziel” – rzecz zabawna i efektowna. Niestety, Piłka popatrzyła na mnie z głęboką dezaprobatą i powiedziała, że takich rzeczy to ona recytować nie będzie. Może to i lepiej… Niech z tym poczeka przynajmniej do gimnazjum.
No i teraz siedzę w wolnych chwilach i przeglądam „Dzieła zebrane” Tuwima (co samo w sobie jest zajęciem wielce przyjemnym) szukając odpowiedniego wiersza. Głębokie wyznania miłosne odpadają, zbyt ostre teksty też. Trzeba mi czegoś, co byłoby zabawne, z jajem, ale odpowiednie w ustach dziesięciolatki. Jak znajdę, napiszę.