Poetycko (?)

Piłka ma w szkole konkurs recytatorski. A ponieważ jest rok Tuwima, wiersze mają być Tuwima właśnie. Uczestnicy maja sami sobie wybrać wiersz, który chcą recytować. Nauczycielka która organizuje konkurs podkreśliła podobno, że to nie muszą być wiersze „dla dzieci”. Po prostu dowolny wiersz Tuwima, byle miał co najmniej cztery zwrotki. No i Piłka przyszła do taty, żeby jej coś zaproponował. „Bo ty przecież tego Tuwima tak lubisz”…

W pierwszym odruchu pomyślałem oczywiście o słynnym „Wierszu, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”… Moja (chora?) wyobraźnia podsunęła mi obraz grzecznej, na galowo ubranej dziesięciolatki która wychodzi na szkolnym konkursie recytatorskim i mówi taki tekst. No, ale sami rozumiecie, że nie mógłbym własnej córce tego zrobić… Na razie…

A potem przyszedł mi do głowy „Śmierdziel” – rzecz zabawna i efektowna. Niestety, Piłka popatrzyła na mnie z głęboką dezaprobatą i powiedziała, że takich rzeczy to ona recytować nie będzie. Może to i lepiej… Niech z tym poczeka przynajmniej do gimnazjum.

No i teraz siedzę w wolnych chwilach i przeglądam „Dzieła zebrane” Tuwima (co samo w sobie jest zajęciem wielce przyjemnym) szukając odpowiedniego wiersza. Głębokie wyznania miłosne odpadają, zbyt ostre teksty też. Trzeba mi czegoś, co byłoby zabawne, z jajem, ale odpowiednie w ustach dziesięciolatki. Jak znajdę, napiszę.

Się toczy

Nie piszę, bo nie mam kiedy.

Naświetlamy się. Na razie – po pierwszym tygodniu – względnie bezproblemowo (choć dziś w badaniu krwi wyszło, że nastąpił spadek leukocytów – jak do jutra nie przejdzie, to trzeba będzie jakieś sterydy brać…).

M. – już od ubiegłego wtorku – jeździ do Warszawy sama, bo tak jest po prostu najszybciej: gdybyśmy chcieli najpierw rozdysponować Potwory, a potem jechać – bylibyśmy na Wawelskiej koło dziesiątej. A wtedy jest więcej ludzi i dłużej się czeka. A jak M. pojedzie poranną kolejką (mnie zostawiwszy rozwożenie menażerii), to jest na miejscu przed dziewiątą, kwadrans później wychodzi – i na dziesiątą jest już z powrotem w G.

A co poza tym? No cóż – mówiąc szczerze właściwie nic poza tym. Szkoła, przedszkole, szkoła muzyczna, praca, obiad, praca, spać. I tak jeszcze przez jakiś czas.

Pytanie do Specjalistów

Mam pytanie a propos globalnego ocieplenia. Czy są tu jacyś specjaliści w tej dziedzinie? Przydałby mi się ktoś, kto naprawdę się na tym zna i wie więcej, niż statystyczny czytelnik gazet.

Jeśli ktoś taki czyta przypadkiem moje zapiski, bardzo proszę o odpowiedź – może być w komentarzach, może być na email. Pytanie jest bardzo konkretne:

Czy jest jakaś metoda, żeby to cholerne globalne ocieplenie  TROCHĘ PRZYSPIESZYĆ?!

O Tym, że Świat Się Zmienia

Pietruszka (klasa czwarta, jakby co) miał coś w szkole o stylach w architekturze. Lekcje odrabiał – i nie był pewien, więc przyszedł zapytać: czy kościoły romańskie to „okrągłe łuki”, a gotyckie – „ostre łuki”, czy odwrotnie?

Odpowiedziałem mu, rzecz prosta, ale potem – odruchowo, automatycznie – rzuciłem przykładami. Przykładami, które Pietruszka widział na własne oczy.

– Pamiętasz katedrę w Spirze? Grube mury, niewielkie okna z „normalnymi” łukami… To jaka to była katedra?

– Romańska – odparł, i słusznie.

– A katedra w Orleanie? Lekka, pełno światła, wielkie okna z witrażami, ostre łuki?

– Gotycka – odpowiedział Pietruszka i widać było, że łapie o co chodzi. Że już gotyku z romańszczyzną nie pomyli. Bo był, bo widział – nie tylko na zdjęciu, ale „na żywo”. Bo wszedł do środka, bo patrzył zadzierając głowę, bo słyszał jak się dźwięk rozchodzi i jak światło pada przez okna…

Zdałem sobie sprawę, jak bardzo jego dzieciństwo różni się od mojego. Że to wszystko co on już widział – mając lat jedenaście! – ja odkrywałem dla siebie dopiero na studiach.

Wspaniałe.