Właśnie skończyłem lekturę „Świata według Mellera”, czyli wywiadu-rzeki ze Stefanem Mellerem – historykiem, ale też dyplomatą, ambasadorem RP w Paryżu i Moskwie, a w końcu – przez stosunkowo krótki czas – szefem MSZ.
Czyta się to wspaniale. Meller to erudyta, człowiek znający anegdotę na każdą okazję, mówiący świetną polszczyzną (nie tylko na papierze – ale o tym niżej). Ale przez anegdotki, bon moty i kapitalne historyjki prześwituje niezwykły obraz tego, czym tak na prawdę jest dyplomacja i polityka zagraniczna.
Mój Boże, gdybyż po tę książkę sięgnęli wszyscy ci nasi „fachowcy”, tak autorytatywnie wypowiadający się na ten temat a to na blogach i forach internetowych, a to w mainstreemowych mediach… Gdyby zrozumieli, jakie głupoty czasami plotą…
Gdyby wam się chciało, zajrzyjcie szczególnie szczególnie do opisu negocjacji unijnych w czasach, kiedy Meller był ministrem w rządzie Marcinkiewicza. Rewelacja.
***
Tak się składa, że znałem Stefana Mellera – był stosunkowo bliskim przyjacielem mojego ojca. Kłócili się i spierali ogniście (bo na wiele spraw poglądy mieli zupełnie różne), ale naprawdę się lubili i szanowali. Na tyle, że na początku 2002 r., kiedy Meller szykował się już do wyjazdu do Rosji, zaproponował Staremu Puchatkowi stanowisko attaché kulturalnego ambasady. Ojciec oczywiście odmówił (nigdy w życiu nie sięgnął po coś, co mu proponowano „po znajomości”, poza tym za bardzo się jednak różnili… Nie mówiąc już o tym, że wcale nie pociągała go perspektywa wyjazdu na parę lat do Moskwy) – ale wiedziałem, że poczuł się tą propozycją mile połechtany…
Meller niewątpliwie należał do wymierającej kategorii „ludzi z klasą”, ludzi których – poza wszystkim innym – przyjemnie było posłuchać.
I tu mała konkluzja: czy Wy także macie wrażenie, że coraz mniej jest wokół nas ludzi (nie tylko w życiu publicznym, niestety) których naprawdę dobrze się słucha? Ludzi mówiących nie tylko do rzeczy i sensownie, ale jeszcze dobrym, żywym, soczystym językiem (przez „soczystość” nie mam oczywiście na myśli doprawiania każdego zdania przekleństwami, jak się zapewne domyślacie…).
Ilu takich znacie? Ilu jest wokół Was ludzi, których tak po prostu dobrze się słucha? Ludzi którzy potrafią wspaniale opowiadać? Ludzi, którzy nawet o przygotowaniu sałatki warzywnej umieją mówić w taki sposób, że wszyscy słuchają ich z zapartym tchem?