Tak z kronikarskiego obowiązku:
Pan hydraulik przyjechał, obejrzał, westchnął ciężko i powiedział że nie ma niestety jakiejś tam holajzy, więc niestety przyjedzie dopiero jutro rano (czyli w środę, czyli dziś).
Puchatki wszystkie myły się zatem wczoraj wodą z baniaczków naniesioną od sąsiada.
Ale dziś rano pan hydraulik nie przyjechał, tylko zadzwonił, że mu bardzo przykro, ale właśnie wraca od lekarza, ma 40 stopni gorączki i się nie nadaje.
M. na myśl o kolejnym dniu bez wody zrzedła mina.
Na szczęście znajomi z Sąsiedniej Ulicy znali jeszcze innego sprawdzonego hydraulika, który mógł przyjechać od razu. Przy czym „od razu” znaczyło „między pierwszą a drugą”.
Przyjechał. Dłubał prawie cztery godziny. Odmroził, zabezpieczył, pęknięte kolanko wymienił. I niestety zainkasował 350 zł. Co zrobić. Ale woda jest. Ufff.
To globalne ocieplenie nas wykończy.