No bo jak się chwilę nie pisało, to potem chce się napisać o wszystkim, co – rzecz prosta – dla przeciętnego czytelnika jest nie do strawienia.
Na szczęście wiem, że wszyscy czytelnicy są absolutnie nieprzeciętni 😉 Ale spróbuję się streszczać.
*
Raz, że Puchatki wyjeżdżały. Do rodziny M., na Drugi Koniec Polski. Bardzo było miło – jak zwykle tamże. Potwory Starsze bawiły się z Ulubioną Kuzynką, wszystkie ciocie dopieszczały M., którą widują dwa razy w roku, Pradziadek zachwycał się Nowym Prawnukiem – no, sielanka po prostu. Zgrzyt był jeden, ale o nim napiszę oddzielnie, bo mam pewną zakawyczkę…
Ponieważ Drugi Koniec Polski (niech będzie, uchylę rąbka…) leży na Dolnym Śląsku, pewnego dnia Puchatki wybrały się na jeden dzień w Karkonosze. Szklarska Poręba i okolice. Pyszczak zaliczył pierwszą w dwumiesięcznym życiu wycieczkę Prawie Górską – dotelepał się w nosidełku do wodospadu Kamieńczyka. I wyglądał na bardzo zadowolonego.
*
Dwa, że sprawa mieszkania teścia została ostatecznie zamknięta. Nasza pani mecenas poinformowała nas, że termin odwołania minął, miasto odwołania nie wniosło, wyrok jest prawomocny. Teraz już tylko zostały jakieś formalności (trzeba reaktywować umowę najmu etc.), ale to już tylko kwestia czasu i papierków, bo wyrok jest jednoznaczny i miasto odmówić nie może. Cholera jasna (pardon), to trwało ponad rok. Ulga.
*
Trzy, że tydzień przerwy w pracy na nowo uświadomił mi, że lubię to, co robię 🙂 Lubię tłumaczenie, lubię redakcję tekstów. Lubię bawić się językiem, lubię ten szum kółeczek zębatych w mózgu towarzyszący zastanawianiu się „…a jak to oddać po polsku, żeby było zrozumiałe, dobrze brzmiało, a w dodatku było równie zabawne, zakręcone i dwuznaczne jak w oryginale”.
Jasne, czasami jestem zmęczony. Czasami się wściekam. Czasami się boję, bo taka praca – choć to nie kamieniołomy – powoduje konkretne problemy ze zdrowiem (kręgosłup… i nie tylko…). Czasami zastanawiam się, skąd wziąć pieniądze na „inwestycje” (poza nowym komputerem, o czym pisałem wyżej, muszę jeszcze w tym roku kupić nowy fotel do pracy – właśnie ze względu na kręgosłup).
Ale to wszystko problemy – powiedzmy – natury technicznej. Generalnie – robię to, co lubię i lubię to, co robię. 🙂
*
Cztery, że jest zadanie na najbliższe miesiące: muszę wreszcie zrzucić parę kilo. Siedząca praca w połączeniu (nie oszukujmy się…) z łakomstwem to nie jest zdrowy układ. Docelowo – dziesięć do dwunastu kilogramów wypadałoby zostawić gdzieś na trasach rowerowych czy w lesie. I – uwierzcie mi – nie chodzi mi o względy estetyczne 😉
Chodzi niestety o zdrowie. I ten kręgosłup, i kilka innych rzeczy – wszystko mniej lub bardziej łączy się z faktem, że Puchatka jest trochę za dużo.
*
Jeszcze do niedzieli jesteśmy w domu. Potem jedziemy na tydzień ze znajomymi nad Narew, na ich działkę. Pełen luz. 🙂