W Starym testamencie co siódmy rok był rokiem szabatowym, a po siedmiu latach szabatowych (czyli po czterdziestu dziewięciu latach) następował rok pięćdziesiąty, czyli rok jubileuszowy.
Tak sobie myślę: skoro skończyłem czterdzieści dziewięć lat, to znaczy, że zacząłem pięćdziesiąty rok życia. Czyli wszedłem właśnie w taki prywatny Rok Jubileuszowy. Rok Święty. Co to tak naprawdę oznacza? Czy to będzie czas jakichś szczególnych wydarzeń? Czy coś się zmieni? Czy za rok o tej porze będę mógł napisać, że to był dobry rok? Owocny? Szczególny? Inny?…
W Starym testamencie taki Rok Jubileuszowy wiązał się z kilkoma sprawami (25 rozdział Księgi Kapłańskiej). „Wyzwolenie wszystkich mieszkańców” – nie jestem niewolnikiem, nie mam niewolników… Czy jest coś, z czego powinienem zostać wyzwolony? Jak o tym myślę, to parę spraw by się znalazło. Takich spraw, które może nie zniewalają, ale jednak utrudniają życie, są ciężarem, każą martwić się o to, co będzie. O tak, gdyby mnie z tych spraw wyzwolono, to by nie było źle.
„Nie będziecie siać, nie będziecie żąć tego, co urośnie” – no niestety, nie mam możliwości, żeby na rok zrezygnować z pracy i żyć z tego, co odłożone (…bo tego „odłożonego” de facto nie ma). A nie ukrywam, że nie miałbym nic przeciwko temu. Rok wakacji… Się rozmarzyłem… No dobrze: może nie wakacji w znaczeniu „nicnierobienia”, ale jakaś zmiana, robienie (dla odmiany) tylko tego, co Dobre, Ciekawe i Piękne.
„Każdy powróci do swej własności” – przywrócenie własności, darowanie długów… Chętnie bym długi darował, ale nie mam dłużników (to raczej ja, niestety, jestem dłużnikiem). Jasne, wizja darowania długów wygląda znacznie bardziej atrakcyjnie w oczach dłużnika, niż w oczach wierzyciela 🙂
„Nie teoryzuj, docent”. Nie mam pojęcia na czym ten mój Rok Jubileuszowy miałby polegać. I nie mam pojęcia, jakie Sana Porta muszą się otworzyć, abym mógł przez nie przejść.
Wiem tylko, że gdzieś tam, głęboko, bardzo tego Jubileuszu potrzebuję. Roku Świętego, roku odpoczynku, roku zmiany. Nowych Początków (bo tym przecież miało być przejście przez Drzwi Święte).
I gdzieś tam – jeszcze trochę głębiej, niewyraźnie, niepewnie, bez cienia konkretów – mój nieuleczalny optymizm podpowiada mi, że te Drzwi gdzieś tam są i czekają, abym przez nie przeszedł.
Ale czy tak będzie?