Piłeczka obudziła się w środku nocy. Środek nocy był koło drugiej. W nocy, żeby nie było.
Piłeczka tak ma – budzi się o jakiejś zupełnie niechrześcijańskiej porze i stawia stanowcze żądanie. Żądania są różne i wynikają – jak się Puchatek domyśla – głównie z tego, co się Potworowi akurat śniło.
Żądaniem najczęstszym są „pacie”. W tłumaczeniu na polski: „kapcie”. Tak, kapcie właśnie. Trzeba wtedy wstać (…!), znaleźć rzeczone obuwie i złożyć dziecku na nogi. I dziecko w tych kapciach – uszczęśliwione – zasypia snem sprawiedliwego. Puchatki przyzwyczaiły się już do tego, że jakiekolwiek dyskusje czy próby odmowy (…no bo kto sypia w kapciach, zwłaszcza takich zapinanych na sprzączki?!) są z góry skazane na niepowodzenie. Piłeczka podnosi wtedy (na poły świadomie, na poły przez sen…) wrzask tak okrutny, że budzi Pietruszkę (a zapewne także bliższych i dalszych sąsiadów w promieniu kilometra. Mniej więcej).
OK, no problem. Różne są zboczenia: jedni zbierają rybki, inni hodują znaczki, a jeszcze inni sypiają w kapciach.
Ale tym razem Piłeczka, obudziwszy się w środku nocy (patrz wyżej), z oczami półprzymkniętymi wyartykułowała coś, co „paci” nie przypominało. Nie przypominało też niczego, co Puchatek kojarzyłby z jakimkolwiek znanym sobie słowem w języku Mickiewicza. Brzmiało jakoś tak: „pantut”.
„PANTUT”?! Co to u licha jest „pantut”?!
Druga w nocy. Człowiek o takiej porze – ze snu głębokiego wyrwany – nie myśli szybko. A tu trzeba myśleć szybko, bo Piłeczka – też ze snu wyrwana – zaczyna się (rzecz prosta…) awanturować. „Pantut” i „pantut” – za każdym razem z większym przejęciem. Po minucie – ryk w niebogłosy. Łzy rzęsiste. Histeria. „Pantut” i koniec. Już. NATYCHMIAST. To sprawa życia i śmierci (co najmniej).
Po kilku minutach ryku M. załapała, że „pantut” to „kaptur” (…wpadlibyście na to? Ja nie. Moja żona jest genialna…). Piłeczka – łkając przez półsen – potwierdziła. „Kaptur?” „Ta, ta, pantut!”
Kaptur. O drugiej w nocy.
Puchatek – półprzytomny spadł był na dół, przyniósł kurtkę Piłeczki. Z pantutem. Piłeczka zobaczyła kurtkę i… W RYK!!!
„Ne!!! Ne!!!!!! Ne kujtka! Pantut!!! PANTUT!!!!!!”
Znaczy błąd. Fatal Error. Nie o ten pantut chodziło.
I tu M. po raz drugi wykazała się geniuszem zadając z rozpaczą (druga w nocy! Pietruszka też się zaraz obudzi, a to oznacza godzina przerwę w Najważniejszej Czynności Normalnego Człowieka!) pytanie ratunkowe:
– Piłeczko, a może tobie się chce pić?
ZADZIAŁAŁO! „Ta, ta, Piciu!” – rozdarła się dla odmiany Piłeczka – „Tało!!!” (Dla niewtajemniczonych: „tało” to kakao).
Aaaaa, tu cię mamy! Picie oczywiście było przygotowane, stało przy łóżku. Kubek. Z dziubkiem. Najskuteczniejsza Zatyczka Do Krzyczących Dzieci.
Dzióbek w dziób. Ciiiisza…. Co za ulga….
Cztery potężne łyki (czy raczej „wsysy”) i… śpi. Bez kaptura. Uffff….
…i po kim ona to ma?