W poniedziałek badania krwi. Hemoglobina 10,1 – czyli wciąż nisko, ale już dużo lepiej, wyraźnie idzie do góry. No dobrze, ale w takim razie skąd to osłabienie?
„Niska tolerancja wysiłku”. Każdy wysiłek natychmiast skutkował dusznością, brakiem oddechu. Przez „wysiłek” rozumiem nie długi spacer czy mycie okien, ale przejście z łóżka do łazienki czy wyjście z wanny. Wejście na górę po schodach to już była wyprawa jak na Mount Everest. O co chodzi?
Odebrałem wyniki tomografii – i wszystko jasne: cholerny płyn w płucach. Ten, co to go ściągali półtora miesiąca temu. Narósł od nowa. Tym razem było go tyle, że całe lewe płuco praktycznie nie funkcjonowało, opłucna naciskała na przeponę (!), na tchawicę… To wszystko w połączeniu z wciąż dość niską hemoglobiną sprawiało, że organizm był właściwie permanentnie niedotleniony.
Pani Doktor (po telefonicznym przeczytaniu jej wyników tomografii) powiedziała, że trzeba się tego płynu natychmiast pozbyć, bo przy takim osłabieniu ona nie może podać żadnych leków (nie mówiąc już o generalnym komforcie życia). No i M. zlądowała w szpitalu w G. Dziś mają jej ściągać płyn.
Ale co zrobić, żeby za miesiąc czy dwa nie zaczynać całej zabawy od nowa? Pani Doktor podsunęła propozycję zabiegu, który się nazywa pleurodeza, po polsku – talkowanie. Do opłucnej wstrzykuje się jakiś specjalny talk (?), który sprawia, że płyn się więcej nie gromadzi. Zabieg (jak przeczytałem) jest niegroźny, robi się go szybko, jest bardzo skuteczny i naprawdę sensowny.
Ale czy go zrobią? W szpitalu w G. się takich wymyślnych rzeczy nie wykonuje. Musieliby przewieźć M. do Warszawy, na Płocką. Czy podejmą taką decyzję? To będzie zależało od paru czynników (między innymi, oczywiście, od wyników badań). Jeśli nie – to pewnie Pani Doktor i tak nas ostatecznie na tę Płocką wyślę… Tyle, że można by to zrobić „za jednym zamachem”, czyli za jednym pobytem w szpitalu. Ano, zobaczymy. Ja dziś spróbuję użyć całego uroku osobistego (…), żeby sączyć lekarce prowadzącej delikatne sugestie…
A poza tym w tomografii – cytując klasyków – „na zachodzie bez zmian”. To znaczy zmiany są – trochę się powiększyły, w jednym miejscu trochę zmniejszyły… Stagnacja. Co oznacza, że z jednej strony chemia trochę działa (bo gdyby nie działała, to zmiany poszłyby już dużo dalej…), z drugiej – że działa za słabo (no bo chodzi o to, żeby zmiany cofnąć, zredukować, a nie tylko spowolnić.
Pani Doktor mówi, że „opcji mamy jeszcze sporo”, czyli jest jeszcze parę schematów do wyboru. Tylko pytanie, ile jeszcze opcji zdążymy wypróbować.