Codzienność, codzienność, codzienność. Dzieci do szkoły, dzieci ze szkoły, do sklepu, ze sklepu, do…, z…. Na razie, chwała Bogu, nie ma przynajmniej „do szpitala, ze szpitala”.
Mam tak strasznie dosyć tego roku szkolnego. Zmęczenia, znużenia tym wszystkim co było. Potrzebuję wakacji.
Ale kiedy się te wakacje zaczną? Ba. Jedną książkę oddałem – czekam na konkretną sumę, która pojawi się na koncie (miejmy nadzieję) pod koniec czerwca i (w połączeniu ze zwrotem podatkowym) pozwoli nam spokojnie przeżyć okres wakacyjny (łącznie z wyjazdami etc.). A teraz czekam na kolejną książkę, która trochę się przesuwa, bo nie dojechała jeszcze od brytyjskiego wydawcy (tak fizycznie: nie mogę jej tłumaczyć, bo jej nie ma). Teoretycznie – nie muszę się tym martwić, skoro do końca sierpnia mamy za co żyć.
W praktyce jednak nie jest to takie proste: żeby pod koniec sierpnia wpłynęły kolejne pieniądze (czyli żeby było za co żyć także po wakacjach) powinienem skończyć tę książkę przed wyjazdem na wakacje. Jeśli książka pojawi się do końca maja – to sądzę, że półtora miesiąca powinno wystarczyć. Ale jak się bardziej opóźni?… To będzie kiepsko. Bo wtedy będę miał do wyboru: albo sporo opóźnić wyjazd wakacyjny (czego jednak wolałbym uniknąć), albo kończyć książkę po wakacjach, czyli w drugiej połowie sierpnia (co z kolei oznaczałoby, że pieniądze za nią będą odpowiednio później). Tak źle i tak niedobrze…
Zwłaszcza, że Duży Portal jako źródło dochodów w zasadzie przestał funkcjonować – jeszcze za kwiecień dostałem od nich kilkaset złotych, ale w maju (na razie) przysłali mi jeden tekst. Czyli w zasadzie nie ma o czym mówić. Łącznie – nie robi mi to różnicy, bo jak mniej czasu poświęcam na Portal, to szybciej robię książki, więc finansowo wychodzi na to samo. Tyle, że za książkę pieniądze przychodzą w jakieś półtora miesiąca po skończeniu pracy, czyli trzeba na nie poczekać – a czasami przydałby się jakiś choćby niewielki zastrzyk pieniędzy na które czeka się nie dłużej niż dwa tygodnie.
Ot, takie uroki „wolnego zawodu”.
No, to sobie pomarudziłem.