Powakacyjnie – c.d.

Właśnie dostałem list. Z Francji. Na urzędowym papierze, z trójkolorową flagą, profilem Marianny i hasłem „Liberté-Égalité-Fraternité”.

Poczułbym się prawie zaszczycony… gdyby nie fakt, że był to mandat. Za przekroczenie prędkości. Z jakiegoś francuskiego fotoradaru. Z tekstu korespondencji wynika, że przekroczyłem prędkość o… 5 kilometrów na godzinę. Kto mnie zna ten wie, że nie pędzę, nie szarżuję, jeżdżę zgodnie z przepisami – widać się rozpędziłem (może z górki było…).

45 euro. A żeby ich żaby zjadły 🙂

Zapłaciłem, co robić.

To jednak, co z wrodzonej uczciwości musze przyznać, to fakt, że mandat (podobnie jak wszystkie dołączone do niego dokumenty) był PO POLSKU. Co więcej – całe pismo zredagowane było poprawną polszczyzną, bez błędów. Nawet przecinki były na swoich miejscach. Z ciekawości porównałem z kilkoma polskimi pismami urzędowymi, które ostatnio dostawałem. Różnica wyraźna – na korzyść Francuzów. 🙂

Powakacyjnie

Tak, tak, wiem, poprzedni wpis był półtora miesiąca temu. Jakoś ciężko mi się ostatnio zebrać do tego, żeby tu coś napisać. NIe wspominając o tym, że miesiąc nas w domu nie było.

Tak, miesiąc. Z czego, rzecz prosta, mojego „urlopu” – czasu, kiedy nic nie robiłem zawodowo – był tydzień. Dobre i to.

Byliśmy w C., gdzie przyjmowano nas ciepło jak zwykle.

Byliśmy w Niemczech, u znajomych, w Lesie Palatynackim, w ich pięknym, nowym domu położonym w małej wiosce w górskiej dolince. Zwiedzaliśmy stare zamki, jeździliśmy pięknymi trasami, śmialiśmy się razem, wygłupialiśmy się. Nas czworo, ich ośmioro: wystarczyło, żeby wszyscy znaleźli się w tym samym czasie w jednym pomieszczeniu – i już było wesoło.

Potem byliśmy tydzień we Francji – ale nie w Bretanii, bo okazało się, że akurat przez te kilka dni w Bretanii miało być deszczowo. Więc pojechaliśmy ciut dalej na południe, do Wandei, a konkretnie – na niezwykłą wyspę Île de Noirmoutier. Leniwy czas, spokojny, wakacyjny. Kemping nad samym oceanem, który szumiał nocami na swój niepowtarzalny, oceaniczny sposób.

A na koniec – Kotlina Kłodzka i rekolekcje / warsztaty muzyczne, podczas których okazało się, że z czterdziestki przypadkowych amatorów można jednak stworzyć chór, który naprawdę zabrzmi.

A teraz… Koniec wakacji. Za parę dni nowy rok szkolny. Znowu zacznie się „codzienność”. Pustka, która przez te dwa miesiące została zepchnięta poza margines postrzegania, wraca. Oczywiście – przecież wiadomo było, że nie zniknie.

Tysiąc myśli, inspiracji, projektów i pomysłów… Z których, rzecz prosta, nic nie wyjdzie. Bo brak czasu, bo obiad, pranie, dojazdy i praca, żeby na to wszystko pieniędzy starczyło.

Czegoś, cholera, w tym wszystkim brakuje.