Przegląd techniczny Zefirka. Ot, formalność… A nie, jednak nie. – Bardzo mi przykro – rozłożył ręce pan w stacji diagnostycznej. – Muszę panu dać tylko warunkowe, na dwa tygodnie, bo to i to musi pan zrobić.
„To i to” okazało się być sworzniami przedniego zawieszenia, które podobno wiszą już na słowo honoru, oraz tylnymi klockami i tarczami hamulcowymi, które po prostu trzeba już wymienić.
Wiedziałem o jednym i drugim, ale byłem przekonany, że może to jeszcze dwa miesiące spokojnie zaczekać – bo przecież i tak na przełomie maja i czerwca Zefirek, skubaniec, miał iść do pana Tomka na wszystkie takie „drobiazgi” (raczej „maintanance”, niż „repair”).
No więc nie może zaczekać i trzeba to zrobić teraz. Czyli – rzecz prosta, jakże by inaczej – akurat w czasie, kiedy niespecjalnie mam środki, żeby to sfinansować. A przecież jak już Zefirek pójdzie na podnośnik, to warto od razu zrobić jeszcze kilka innych drobiazgów (też z gatunku „maintenance”), bo rozbijanie tego na dwa razy zawsze wyjdzie drożej, nie wspominając już o kwestiach wygody.
Jak to jest – wiem, już parę razy zadawałem tutaj to pytanie – że wszelkie sprzęty i urządzenia psują się zawsze właśnie wtedy, kiedy się nie ma pieniędzy? Jak na koncie jest spokojnie, to wszystko działa. A jak akurat jest dołek (…większy niż zwykle) to od razu coś.
Prawa Murphy’ego to jednak wyjątkowe skunksy…