Żesz Do Cholery, No…

Paskudztwo które miało zejść po antybiotyku – nie zeszło. Ni cholery.

Co oczywiście nic nie musi oznaczać. Ale może. Oczywiście.

Pani Doktor popatrzyła, pooglądała, podumała, poprosiła o konsultację kolegę – chirurga (tego samego, u którego byliśmy na samym początku, rok temu).

Oboje zadecydowali, że „czekanie czy samo zniknie” byłoby zbyt ryzykowne. (– Gdyby nie pani historia choroby, to byśmy spokojnie poczekali jeszcze z miesiąc, i pewnie by zeszło – powiedziała Pani Doktor. – Ale w tej sytuacji nie ma co ryzykować).

Więc od razu do ambulatorium – i jedną taką „grudkę” pan chirurg wyciął (na miejscu, trwało to pięć minut…) żeby ją zbadać mikroskopowo i mieć pewność, o co chodzi. Wyniki badań laboratoryjnych będą za dwa tygodnie (może ciut dłużej). Więc czekają nas dwa tygodnie nerwów…

Jak powiedziała Pani Doktor – to może być „wszystko”, od jakiejś bakterii po stan zapalny w skórze – ale (choć to dość mało prawdopodobne) może też być „wznowa miejscowa”, czyli powrót nieproszonych gości…

Dwa tygodnie. No, cholera jasna, czy nie mogłoby być wreszcie normalnie?…

Mruczanka Zachwycona

Dawno, dawno temu poświęciłem notkę na tym blogu pewnej piosence, na której suchej nitki nie zostawiłem. Notka TUTAJ. Chodziło o super–hiper–mega przebój zespołu Feel z 2007 r. pt. „Jest już ciemno”.

Zdania o tej radosnej TFUrczości nie zmieniam – fanów Feela uprzejmie przepraszam, ale piosenka była badziewiem niezwykłym, tak od strony muzycznej, jak i tekstowej. Tekst bolał mnie szczególnie (zboczenie zawodowe…) – nędzna pseudo–poezja, grafomania potworna.

Piosenka (na szczęście) z grubsza zanikła, w radio jej zbyt często nie puszczali (a jak już puszczali – to przecież radio ma genialny guziczek o nazwie „wyłącznik”, z którego natychmiast korzystałem).

Kilka dni temu jednakowoż usłyszałem ją ponownie. A w zasadzie – zobaczyłem. I chciałbym, żebyście Wy także to zobaczyli. Już wiem, po co powstała ta piosenka – dokładnie po to, aby Ireneusz Krosny mógł nagrać taką oto scenkę…

Fanów zespołu Feel ostrzegam: zastanówcie się dobrze przed obejrzeniem tego nagrania. Jeśli to zrobicie, już nigdy nie będziecie w stanie słuchać „Jest już ciemno” tak, jak dotąd. Zmieni się Wasz sposób postrzegania świata. Czujcie się ostrzeżeni… Resztę zapraszam. To trzeba obejrzeć kilka razy, żeby wypatrzeć wszystkie smaczki w rodzaju „zaufaj” czy „je, je, je”.

 

 

Dobrodziejstwa Bezpłatnej Edukacji

Właśnie za pośrednictwem Internetu zamówiłem dla moich Potworów podręczniki na nowy rok szkolny. Piłka idzie do czwartej klasy, Pietruszka do piątej. Co oznacza, że żadne z nich nie ma już pakietów do edukacji zintegrowanej – obojgu trzeba kupować podręczniki (i ćwiczenia, i atlasy…) do konkretnych przedmiotów.

Na szczęście cztery podręczniki po Pietruszce nadają się dla Piłki. Dzięki temu zapłaciłem jedynie 920 złotych polskich nowych.

A to tylko podręczniki. A jeszcze zeszyty, a ołówki, a kredki się wykredkowały, a piórnik się podarł, a kapcie, a śmapcie….

A za rok Pucek idzie do zerówki. Nosz, kurde…

Nic Nowego, Raczej

Wakacje, wakacje i po wakacjach. No, prawie.

Trochę przejechaliśmy, trochę–śmy widzieli. Najpierw byliśmy w Niemczech, na samym zachodzie (Nadrenia–Palatynat, 30 kilometrów od francuskiej granicy) u Starych Znajomych. Nocowaliśmy co prawda na kempingu, bo Starzy Znajomi niecały rok temu dochowali się piątego potomka, a domek mają niewielki i wszyscy byśmy się nie pomieścili. Ale był czas żeby razem posiedzieć, pogadać o Starych Dobrych Czasach (po polsku, niemiecku i angielsku…) pojeździć razem po okolicy. A okolica tam piękna jest naprawdę…

Potem byliśmy tydzień we Francji – po trzy dni na dwóch kempingach w Lotaryngii. Jakieś jeziora (z pływaniem), jakieś lasy, jakieś stare kościółki i spacerki rano do boulangerie po świeże bagietki na śniadanko… Z miejsc które udało nam się zobaczyć warto wymienić Wogezy – kolejny punkt na mapie Europy otagowany chorągiewką z napisem „Kiedyś trzeba tu przyjechać na dłużej”.

A na drugim kempingu widzieliśmy między innymi ponad 370 balonów na ogrzane powietrze wiszących na raz w powietrzu. Podobno pobito w ten sposób rekord świata. Widok był naprawdę imponujący.

Potem pojechaliśmy jeszcze do Holandii, gdzie puchatkowy Znajomy – naukowiec, fizyk – siedział przez całe lato, bo współpracuje z uniwersytetem w Lejdzie. Lejda jest uroczym miastem. Holandia… No cóż, nie jest to chyba miejsce gdzie chciałbym mieszkać na stałe, ale niewątpliwie jest tam co zwiedzać.

Drogę z Lejdy przez Niemcy do C. na Dolnym Śląsku (łącznie z objazdem pod Zgorzelcem – 950 kilometrów) pokonaliśmy w dziesięć i pół godziny. Z czego łącznie około godziny poświęciliśmy na postoje, co oznacza że średnia szybkość samej jazdy wynosiła 100 kilometrów na godzinę. Takie rzeczy – tylko w Niemczech.

***

A teraz, jak pisałem, jesteśmy już w domku. Dziś byliśmy u Pani Doktor. Generalnie – wszystko OK., ale M. dostała jakiejś (najprawdopodobniej) później reakcji alergicznej na skórze w okolicach miejsc po naświetlaniach, więc dostała leki i prikaz zgłoszenia się za dziesięć dni celem sprawdzenia, czy leki działają. Więc oczywiście się denerwuje – no bo przecież nie ma stuprocentowej pewności, czy te „grudki” to reakcja alergiczna i związany z nią stan zapalny, czy co gorszego; Pani Doktor powiedziała, że to normalne – przez jakiś czas po zakończeniu terapii WSZĘDZIE widzi się objawy wracającego raka. Ale cóż – nerwy są, bo dopóki przepisane leki nie zadziałają, to rzeczywiście stu procent gwarancji nie ma. A jak wiadomo „prawie” robi wielką różnicę, więc 99,5 procent to zupełnie nie to samo co 100… I tak to będzie jeszcze przez parę lat.