Nic Nowego, Raczej

Wakacje, wakacje i po wakacjach. No, prawie.

Trochę przejechaliśmy, trochę–śmy widzieli. Najpierw byliśmy w Niemczech, na samym zachodzie (Nadrenia–Palatynat, 30 kilometrów od francuskiej granicy) u Starych Znajomych. Nocowaliśmy co prawda na kempingu, bo Starzy Znajomi niecały rok temu dochowali się piątego potomka, a domek mają niewielki i wszyscy byśmy się nie pomieścili. Ale był czas żeby razem posiedzieć, pogadać o Starych Dobrych Czasach (po polsku, niemiecku i angielsku…) pojeździć razem po okolicy. A okolica tam piękna jest naprawdę…

Potem byliśmy tydzień we Francji – po trzy dni na dwóch kempingach w Lotaryngii. Jakieś jeziora (z pływaniem), jakieś lasy, jakieś stare kościółki i spacerki rano do boulangerie po świeże bagietki na śniadanko… Z miejsc które udało nam się zobaczyć warto wymienić Wogezy – kolejny punkt na mapie Europy otagowany chorągiewką z napisem „Kiedyś trzeba tu przyjechać na dłużej”.

A na drugim kempingu widzieliśmy między innymi ponad 370 balonów na ogrzane powietrze wiszących na raz w powietrzu. Podobno pobito w ten sposób rekord świata. Widok był naprawdę imponujący.

Potem pojechaliśmy jeszcze do Holandii, gdzie puchatkowy Znajomy – naukowiec, fizyk – siedział przez całe lato, bo współpracuje z uniwersytetem w Lejdzie. Lejda jest uroczym miastem. Holandia… No cóż, nie jest to chyba miejsce gdzie chciałbym mieszkać na stałe, ale niewątpliwie jest tam co zwiedzać.

Drogę z Lejdy przez Niemcy do C. na Dolnym Śląsku (łącznie z objazdem pod Zgorzelcem – 950 kilometrów) pokonaliśmy w dziesięć i pół godziny. Z czego łącznie około godziny poświęciliśmy na postoje, co oznacza że średnia szybkość samej jazdy wynosiła 100 kilometrów na godzinę. Takie rzeczy – tylko w Niemczech.

***

A teraz, jak pisałem, jesteśmy już w domku. Dziś byliśmy u Pani Doktor. Generalnie – wszystko OK., ale M. dostała jakiejś (najprawdopodobniej) później reakcji alergicznej na skórze w okolicach miejsc po naświetlaniach, więc dostała leki i prikaz zgłoszenia się za dziesięć dni celem sprawdzenia, czy leki działają. Więc oczywiście się denerwuje – no bo przecież nie ma stuprocentowej pewności, czy te „grudki” to reakcja alergiczna i związany z nią stan zapalny, czy co gorszego; Pani Doktor powiedziała, że to normalne – przez jakiś czas po zakończeniu terapii WSZĘDZIE widzi się objawy wracającego raka. Ale cóż – nerwy są, bo dopóki przepisane leki nie zadziałają, to rzeczywiście stu procent gwarancji nie ma. A jak wiadomo „prawie” robi wielką różnicę, więc 99,5 procent to zupełnie nie to samo co 100… I tak to będzie jeszcze przez parę lat.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s