Pisałem chwilę temu o problemach motoryzacyjnych – nie pisałem, co dalej z nich wynikło, póki nie miałem pewności. Zefirek się naprawił, nawet niedrogo, a ja tymczasem znalazłem kontakt do firmy leasingowej, która powiedziała, że nie ma sprawy, nawet jak firma (moja) jest zupełnie nowa, to jeśli tylko w mojej historii bankowej żadnych trupów w szafie nie mam, to oni mi leasing załatwią. No i załatwili.
Auto znalazłem sobie sam, oczywiście – a oni załatwili wszystkie formalności. No i właśnie dziś, proszę Państwa, odebrałem sobie od sprzedawcy nowy pojazd.
No dobrze, z tym „nowym” to oczywiście lekko przesadziłem… Samochód ma 5 lat, na liczniku niecałe 75 tysięcy kilometrów. Czyli taki prawie nowy. Zwłaszcza w porównaniu z Zefirkiem, który za dwa lata byłby już pełnoletni…
Długo się zastanawiałem, czego właściwie szukać. Tak, jak pisałem wcześniej, myślałem najpierw o czymś mniejszym – byle było kombi, żeby się na wakacje zmieścić. W grę wchodziły różne Hyundaie czy Kie, myślałem też o Skodzie czy Fordzie Focusie. Niestety – moje wymagania jakościowe (wiek, przebieg, stan) nijak nie chciały się pogodzić z możliwościami finansowymi (pieniądze na wkład własny i wysokość rat leasingowych). Z wymagań zejść nie chciałem (żeby nie pakować się znowu w starą „skarbonkę”, do której za chwilę trzeba by było zacząć dokładać). Z kolei możliwości finansowe za nic nie chciały wzrosnąć. No, sytuacja bez wyjścia…
A może nie? „Kup Dacię” – doradzili znajomi. Sami jeżdżą już drugą Lodgy (mają czwórkę dzieci) i są bardzo zadowoleni. Auto proste w obsłudze, silnik (jak się wie, który wybrać) bezawaryjny… No w sumie – dlaczego nie…? Najpierw myślałem o Loganie (kombi oczywiście). Okazało się jednak, że z jakichś nie do końca zrozumiałych dla mnie przyczyn Logan kombi kosztuje tyle samo, co Lodgy z takim samym przebiegiem i w takim samym wieku. A skoro można mieć za te same pieniądze auto większe, wygodniejsze, z taaaakim bagażnikiem, w dodatku w razie czego 7-osobowe – to czemu nie? Nie mówiąc o tym, że w Lodgy dużo łatwej założyć instalację gazową nie tracąc bagażnika…
A Dacia wprawdzie mniej komfortowo wyposażona i generalnie „prostsza” wewnątrz, ale jeśli chodzi o silnik i mechanikę, to po prostu francuskie Renault.
Pierwszą Lodgy oglądałem w Łodzi, niestety z przyczyn formalnych okazała się nie do leasingowania. Ale znalazłem inną – rok młodszą, z niższym przebiegiem – całkiem niedaleko domu. No i właśnie dziś…
Tak więc, Ladies and Gentlemen, mamy nowe wozidło. A że każdy kolejny nasz samochód miał jakieś imię, do doszliśmy do wniosku, że Dacia – ze względu na kraj pochodzenia – będzie się nazywała Dracula. A co! 🙂
(Tylko osobisty tata trochę kręci nosem, że jak to – Dacia… Eeee… 😉
***
No i teraz czeka mnie jeszcze zabawa (podkręcona nieco przez pandemię i kolejny lockdown) ze sprzedażą Zefirka. Chciałbym się go pozbyć w ciągu miesiąca, bo jak to się nie uda, to za miesiąc będę musiał wykupić OC na kolejny rok – a zdecydowanie wolałbym, żeby już nowy właściciel się z tym bawił…
