Na razie wygląda na to, że z Szelmą nie jest tak źle. USG wykluczyło jakikolwiek nowotwór narządów wewnętrznych („Nooo, a nereczki to mamy podręcznikowe!” – ucieszyła się Pani Doktor Od Zwierzaków).
Czyli – przy takich wynikach – są dwie możliwości: albo jest to jakieś paskudztwo bakteryjne lub wirusowe połączone ze stanem zapalnym, albo nowotwór szpiku. Pani Doktor zaordynowała zatem kurację antybiotykiem i środkami przeciwzapalnymi przez tydzień. Za tydzień – dokładne badanie krwi „…i wtedy zobaczymy”. Mówiąc najprościej: jeśli to nowotwór, to te leki nic nie pomogą. A jeśli pomoga – to raczej nie nowotwór.
A na razie wygląda na to, że pomagają – pies się ożywił, chodzi normalniej, jest jakby mniej osowiały. Wczoraj do Pani Doktor trzeba było iść na piechotkę (20 minut w jedną stronę, bo puchatkowóz jest w warsztacie) – i okazało się, że Szelma nie miała nic przeciwko temu – to zdecydowana poprawa od poniedziałku…
***
W sprawie Teścia jest jedno światełko nadziei: Puchatek wspinając się po różnych szczeblach znajomości („Protekcja – ostatnie ludzkie uczucie…”, jak mawia puchatkowy Osobisty Tata) dotarł to pewnej warszawskiej Pani Poseł. Pani Poseł jest osobą bardzo dynamiczną, w strukturach Swojej Partii dosyć „mogącą”, a przy tym bardzo normalnym człowiekiem (no proszę, są i tacy w tym żałosnym parlamencie…).
Pani Poseł się historią bardzo przejęła. I huknęła pięścia w stół, że „tak być nie może”. I kazała, żeby oficjalnie opisać całą sprawę i złożyć w jej biurze poselskim, bo ona „już zaczyna działać, ale musi mieć oficjalną prośbę, żeby nie było, że coś po znajomości robi”.
„Proszę pana, ja jestem posłanką z Warszawy i moim obowiązkiem jest pomóc obywatelowi, który zgłasza się do mnie z takim problemem”.
I – słowo daję, Puchatek nie należy do ludzi naiwnych, których łatwo zbajerować – mówiła to szczerze. I nawet nie można podejrzewać, że to element kampanii, bo powiedziała wprost, że zacznie sprawę rozwiązywać dopierwo po wyborach.
Czyli teraz pozostały jeszcze tylko dwa problemy:
Po pierwsze – żeby Pani Poseł po wyborach nadal (…znowu…) była Panią Poseł – ale to akurat jest bardziej niż prawdopodobne.
Po drugie, żeby Teść zgodził się na to. Bo to on musi podpisać to pismo – a on nie lubi polityków i w ogóle jest trochę zwolennikiem różnych teorii spiskowych… Nie mówiąc już o tym, że jest na Puchatków obrażony i nie bardzo chce rozmawiać…
Ech.
***
Dla poprawienia humoru dwie scenki z dnia wczorajszego.
1. Jedzie puchatk autobusem miejskim w Mieście Stołecznem. Czyta Puchatek książkę. Książka to „Krótka historia prawie wszystkiego” Billa Brysona. „Lekka”, znakomicie napisana książka wyjaśniająca „biednym humanistom” wszystkie podsatwowe zagadanienia nauk ścisłych i przyrodniczych, począwszy od tego, jak wyznaczano wiek wszechświata, aż po ciekawostki o odkryciu przodków Homo sapiens. Kiedyś już Puchatek to czytał, ale mu ostatni rozdział został, bo wtedy nie zdążył, ap otem zapomniał… No dobrze, to była dygresja.
Czyta się to jak kryminał, czy raczej jak komedię kryminalną, toteż Puchatek czytając co chwila chichocze pod nosem. A ponieważ okładka książki wygląda TAK, jakiś lekko zawiany pan zadaje w pewnym momecie Puchatkowi pytanie proste, acz – pozornie – w obcym języku (z akcentem oxfordzko-wyskokowym):
– Science fiction?
Puchatek przepychając się właśnie do dzrwi wyjściowych odpowiada jakoś tak odruchowo w tym samym obcym języku:
– No, just science.
…i wychodzi. Zawiany pan zostaje w autobusie i wygląda na lekko zdziwonego odpowiedzią. Uuups.
***
Po wyjściu z gmachu Pewnego Szacownego Wydawnictwa (tak, tak, kolejna robota) Puchatek idzie na chwilę na Starówkę. Pod samą katedrą, na przeciwko wejścia do kościoła jezuitów, na schodkach kamienicy siedzi trzech dżentelmenów. Maciej Zębaty mówił kiedyś o takich „Panowie byli w stanie lekko szyickim”. Brudne wdzianka, zarośnięci, zalani, oddech taki, że powinna przed nimi stać tabliczka „Ostrożnie z ogniem”. Tabliczki nie ma, za to stoi czapka, do której przechodnie wrzucają groszaki. Bo jeden z dżentelmenów trzyma gitarę (!!!), a wszyscy trzej – głosami zdecydowanie przedwczorajszymi, powoli, rozciągając każdą nutę, śpiewają:
„Gdzie się podziałyyyyyyyyy…. Tamte prywatkiiiiiiiii……”
Puchatek padł.
🙂