Jubileuszowo

Tak więc mój rok jubileuszowy dobiegł końca. Bogiem a prawdą – nie bardzo wiem, jak mógłbym go podsumować. Z jednej strony – pewne sprawy posunęły się do przodu, a inne, choć się nie posunęły, to się przynajmniej wyjaśniły. Coś zacząłem, kilka sympatycznych rzeczy się wydarzyło.

Z drugiej strony… Nie wydarzyło się nic, co czyniłoby Prawdziwą Różnicę. Nie zaszła żadna Wielka Zmiana. Nie zrealizowała się żadna ze spraw, na które szczególnie liczyłem. Nie przyszedł żaden Nowy Początek.

Nie, nie czuję sie zawiedziony czy rozczarwany – to nie o to chodzi. Nie myślę życzeniowo, nie myślę magicznie. A jednak podświadomie na coś czekałem. Miałem nadzieję, że kiedy ten kolejny rok minie, coś będzie wyglądało inaczej.

Tak, mam pełną świadomość, że wyrażam się bardzo mało precyzyjnie.

***

Byliśmy nad morzem, jutro może zdążę wrzucić parę zdjeć (zabawa filtrem polaryzacyjnym dała kilka całkiem ciekawych widoczków). Byliśmy u dawno nie widzianych Przyjaciół koło Bydgoszczy. Byliśmy też w C., u cioci, oczywiście. Jeździliśmy po Górach Kaczawskich i wiemy, gdzie są najlepsze lody w Legnicy. Było całkiem miło.

Tyle, że przez te dwa tygodnie w zasadzie ani przez chwilę nie byłem sam.

***

Dziś zadzwoniła do mnie moja siostra – z życzeniami. I powiedziała, że ponieważ chwilowo nie stać ją na żadne prezenty (pandemia to kiepski czas na zmianę pracy, jak się okazuje – ale czasami tak zwany los ma takie a nie inne pomysły), to ma dla mnie prezent w innej formie. Otóż deklaruje się, że w dowolnym czasie (byle została poinformowana z sensownym wyprzedzeniem) przyjezdzie do G. i pomieszka przez tydzień z Potworami, żebym ja mógł sobie gdzieś wyjechać SAM.

O tym wyjeżdżaniu samemu już parę razy tu pisałem… Z różnych powodów (których tu wyjaśniać nie będę – kto wie, ten i tak wie) zostawienie Potworów samych na razie nie jest takie proste (nie mówię, że jest „niemożliwe” – ale właśnie że „nie jest proste”). Ale jeśli ona tu będzie – to będzie OK. I nawet nie chodzi o to, że będzie musiała coś robić – ale po prostu będzie.

Wszystko zatem wskazuje na to, że we wrześniu (a może pod koniec sierpnia? Zobaczymy…) wyskoczę sobie gdzieś sam na kilka dni. Teraz muszę jeszcze wymyśleć, dokąd.

I tak sobie myślę, że to chyba najfajniejszy prezent, jaki dostałem od dawna.

***

A moje dzieci na urodziny sprawiły mi taką oto koszulkę. Kto gra na gitarze, ten zrozumie…

Przed drogą

Lipiec. W niedzielę wyjeżdżamy nad morze – nie jestem może wielkim fanem polskiego wybrzeża Bałtyku, ale nawet cieszę się na ten czas. Chyba mam ochotę oderwać się trochę od codzienności, zwłaszcza po czasie pandemii, izolacji i tak dalej.

Na szczęście bez problemów znalazł się dog-sitter: kolega P., który w przeszłości już chyba ze trzy razy tę rolę pełnił (…w tym jeden raz z TYM psem). Zna dom, zna psa, zna kota. Będzie dobrze.

***

Za dwa tygodnie (…i dwa dni) kończy się mój prywatny Rok Jubileuszowy. Na razie – bez specjalnych fajerwerków. W niektórych sprawach jest nieco lepiej, niż rok temu, w innych – w zasadzie bez zmian. A szkoda, bo właśnie na te zmiany bardzo liczyłem.

Najtrudniej, kiedy coś jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki – i tak daleko jednocześnie.