Za Jakie Grzechy…

Właśnie wyszedł mój teść. 

Wpadł, jak to on, ni z gruszki ni z pietruszki. Tym razem nawet nie zadzwonił. Wnukom jakieś historyjki opowiadał, posiedział godzinę i tyle go widziałem (na szczęście). Ale oczywiście w ciągu tej godziny zdążyłem się już dowiedzieć, że gdyby M. zażywała Jakieś Tam Ziółka, zamiast tej szkodliwej chemioterapii, to na pewno… Dobrze, że mam tyle lat, ile mam, że już jestem bardziej odporny, że potrafię zachować spokój i NIE powiedzieć tego, co naprawdę myślę.

Jakże ten człowiek jest męczący. Ileż wprowadza niepotrzebnego zamieszania, niepokoju, nerwowości. Nie znoszę tego poczucia, że muszę uważać na każde słowo, żeby przypadkiem nie zahaczyć o jakieś „niebezpieczne” tematy – czy to medyczne, czy polityczne.

A z drugiej strony – żal mi go. Wiem, że Ją bardzo kochał. I że Ona kochała jego. I że chciałaby, żeby miał dobry kontakt z wnukami. Więc się staram, naprawdę się staram. Ale dużo mnie to kosztuje.