Dzisiejsza Aunty Acid.
Jakby powiedzieli Anglicy – so true…

Dzisiejsza Aunty Acid.
Jakby powiedzieli Anglicy – so true…
No i stało się. Po dziewięciu latach pożegnaliśmy się ze szkołą w A. Przenosiny Pucka były przez moment trochę nerwowe, bo wyglądało na to, że nie będzie dla niego miejsca (akurat pięte klasy w P. okazały się pełne…), ale właśnie, kiedy rozmawiałem o tym z panią dyrektor, okazało się, że ktoś zrezygnował. Miejsce się zwolniło.
I dziś Pucek zaczął rok szkolny w nowej szkole. Ma fajną klasę, bardzo sympatycznego wychowawcę (anglista, ten sam, który uczy Piłkę w ostatniej klasie gimnazjum) i bardzo dobry zestaw nauczycieli.
Trochę mi szkoda szkoły w A., to było ciepłe, rodzinne miejsce, w którym – poza wszystkim – Puckiem bardzo się zaopiekowano w najtrudniejszych chwilach trzy lata temu. Ale tak się dłużej po prostu nie dało żyć.
A teraz Pucek będzie miał codziennie lekcje na ósmą rano, a kończyć będzie między pierwszą a drugą po południu.
***
Co oznacza także, że ja będę miał wreszcie czas na pracę – „ciurkiem” od rana do plus minus drugiej. Może wreszcie nadrobię zaległości, przyspieszę książkę…
Bo na razie – jest fatalnie. Minus na koncie jest większy, niż łączna suma wpływów, które są przewidziane na wrzesień. A w tym tygodniu czeka mnie jeszcze zakup podręczników dla Pietruszki, bo przecież w liceum już „darmowych” nie dostają. A, no i bilety miesięczne. Ciekawe, czy minus nie zdąży dojść do dna, zanim wpłyną najbliższe pieniądze… Fajnie, co…?