Czy wiecie, jaka jest różnica między kawą a herbatą?
Dobrą kawę można dziś wypić w niemal każdej kawiarni. Wystarczy, że jest w miarę przyzwoity ekspres i że kupuje się w miarę przyzwoitą kawę. Co tu zresztą mówić o kawiarniach – choćby w Pizza Hut czy w Pizza Dominium można wypić naprawdę dobrą kawę (Lavazza, parzona w ekspresie… Mmmm….).
Z herbatą jest zupełnie inaczej. Nawet w zupełnie eleganckich kawiarniach „parzenie herbaty” wygląda w ten sposób, że stawiają przed klientem filiżankę z wrzątkiem, w najlepszym razie – imbryczek z wrzątkiem i tak zwanego „szczura”, czyli torebeczkę herbaty ekspresowej, żeby klient sobie „zapuścił”.
A co z takimi zboczeńcami jak ja, którzy nie lubią „parzonej ligniny”? Którzy lubią herbatę zaparzoną, taką, która odpowiedni czas i w odpowiednich warunkach (podgrzany imbryk!) naciąga?
Co z takimi jak ja, którzy – wybaczcie – NIE CIERPIĄ przeperfumowanej Dilmah? I nie trawią herbatopodobnego produktu pod tytułem „Lipton Yellow Label”? Którym stoi w oczach fakt, że ta sama firma, która produkuje „herbatę Lipton” produkuje także płyny do mycia naczyń i proszki do prania?..
Ano – taki zboczeniec musi sobie herbatę parzyć sam, w domu. Bo parzenie herbaty to rodzaj czarów… Pewnie są restauracje, w których parzy się PRAWDZIWĄ herbatę, ale w takich restauracjach Puchatka nie byłoby stać nawet na kostkę cukru…
A oto herbata doskonała, mistrzostwo świata i okolic. Tylko proszę bez kłótni w komentarzach, bo złe słowo o Królowej Herbat Puchatek będzie traktował jak bluźnierstwo..
A zatem: