Śnieg roziskrzony słońcem, bezchmurne niebo, powietrze jak kryształ. Tak to wygląda za moim oknem. To jedyna forma zimy, którą naprawdę lubię.
Kiedyś – za czasów szkolnych, studenckich i wczesnopracowych – mieliśmy w grupie przyjaciół zwyczaj wyjeżdżania na sylwestra w góry. Nie, nie na „eleganckiego sylwestra w góry” ale po prostu w góry. Wynajmowliśmy pokoiki w gazdów w Murzasischlu i łaziliśmy po zimowych Tatrach. Raz czy drugi – kiedy mróz nie był ekstremalny – spędziliśmy nawet noc sylwestrową przy ognisku.
Tęskni mi się do wędrowania. Choćby nawet zimowego (choć wolę letnie, rzecz prosta). Choćby właśnie po roziskrzonym śniegu, w mroźnym powietrzu. Zauważyliście, że kiedy spadnie śnieg i jest poniżej zera, to na otwartej przestrzeni perspektywa wygląda zupełnie inaczej? Góry w oddali sprawiają wrażenie, jakby były wycięte z pocztówki – są tak ostre i wyraźne, że wydają się nierealne.
Panno Beskidzka, zielonooka
Wiesz o czym marzę, wiesz czego pragnę
Przyjdź kiedy do mnie Pani z daleka
Weź mnie na wielką włóczęgę
Weź mnie w góry dalekie
Weź mnie w góry ogromne
może będzie tak lepiej
gdy o tamtych zapomnę
może nie….