„Każdy ma jakiegoś bzika”, jak wiadomo. Puchatek też ma. Puchatek (proszę się nie śmiać!) U W I E L B I A serial „Z Archiwum X”.
Kiedy ów był jeszcze regularnie emitowany (nie mówię o przypadkowych powtórkach z 7. czy 8. sezonu, które ostatnio nadaje Polsat) Puchatek oglądał go regularnie i godzina nadawania serialu była święta. Telefonów wtedy Puchatek nie odbierał (no, tu może Puchatka lekko fantazja poniosła – ale lekko…).
Skąd to dziwne zamiłowanie?
Nie, absolutnie nie z z fascynacji teoriami spiskowymi, UFO i takimi tam. Tu akurat Puchatek jest obrzydliwym realistą i chłodnym pragmatykiem, poniekąd. W teorie spiskowe nie wierzy, UFO to dla niego temat aboslutnie nieinteresujący.
A zatem?
To, co Puchatka fascynuje w „Archiwum X” to po pierwsze pewne podejście do rzeczywistości i specyficzny sposób myślenia (psychologowie nazywali to kiedyś „myśleniem pozasystemowym”), które można sprowadzić do lekkiego lekceważenia zasady „brzytwy Arystotelesa” (to – wbrew niektórym teoriom niezupełnie to samo, co „brzytwa Ockhama” ;-).
Po drugie natomiast fascynuje Puchatka to, że cała idea „Archiwum X” (niezależnie od głównego wątku „spiskowo-ufologicznego”) sprowadza się w gruncie rzeczy do eksploatacji pokładów zbiorowej podświadomości (głównie jej najmniej przyjemnej strony, dotyczącej lęków i „nieznanego”). Niemal każdy odcinek tego arcydzieła wśród seriali opowiada o jakimś przejawie pierwotnego lęku, o tym zakątku mózgu, który w zasadzie nie zmienił się od czasów jaskiń, a który kazał naszym praprzodkom rozpalać ogień nie tylko z obawy przed dzikimi zwierzętami, ale także z obawy przed nieznanym, które może się kryć w ciemności…
Każdy odcinek – jeśli spojrzeć na niego okiem psychologa – opowiada o tym, jak bezbronni jesteśmy w zderzeniu z naszym własnym lękiem i z tym wszystkim, czego (jeszcze…) nie wiemy o świecie, w którym żyjemy.
Pokazuje także, jak często nasze „bajki” i mity są po prostu odzwierciedleniemtego wszystkiego, czego nie rozumiemy (nie rozumieliśmy).
Wydaje nam się – nam, ludziom XXI wieku – że dziś wiemy i rozumiemy więcej. Tylko czy to coś zmienia?
„Zwerbalizowane znaczy uświadomione” – mówi psychologia. A jeśli uświadomione – to jest szansa to zrozumieć. Tylko czy „zrozumiane” oznacza mniej niebezpieczne? Wbrew pozorom – nie.
Kiedyś ludzie myśleli, że pioruny to broń Zeusa (Jowisza, Thora czy paru innych bogów). Jak taki bóg się zezłościł – walił w nieposłusznego człowieka piorunem.
Dziś wiemy, czym jest piorun, potrafimy wyjaśnić mechanizm jego powstawania, potrafimy (z grubsza) przewidzieć w co może uderzyć, ba – potrafimy nawet zmierzyć napięcie elektryczne danego odcinka…
Dzięki temu potrafimy (z grubsza) chronić się przed piorunami. Ale czy cała ta wiedza cokolwiek nam da, jeśli gdzieś w górach walnie w nas piorun? Czy będziemy przez to – przepraszam – mniej martwi? Ani trochę. 🙂
***
Jasne, można powiedzieć, że podobny schemat ma więszość horrorów czy filmów grozy.
Otóż nie. Bo „Archiwum…” robi coś, czego nie robi niemal żaden horror: umieszcza te nasze lęki w realnym świecie. Mamy tu jednego „wariata”, który łatwo (czasem – zbyt łatwo) wierzy – i realny świat, w którym ludzie reagują na „dziwności” tak, jakby reagował każdy czy każda z nas. Zderzenie realizmu, racjonalizmu i normalności naszej codzienności z czymś, o czym w gruncie rzeczy „wszyscy wiedzą”, ale czego nikt nie chce sobie uświadomić. Czyli (bądźmy szczerzy, w naszych realiach…) z tą mroczniejszą stroną naszej własnej natury.
Jeśli na „Archiwum X” spojrzeć jako na kolejny (choć bardzo odbrze zrobiony) serial o zagadkach i teoriach spiskowych – to nie ma o czym mówić. Ale jeśli spojrzeć przez pryzmat Junga (a także podstaw teorii baśni, przedstawionych choćby przez Tolkiena w „Drzewie i liściu”) – to się robi naprawdę ciekawe.
***
Ale dlaczego akurat teraz o tym Puchatek Wam smęci?
Gdyż spełnił był swoje marzenie: za sprawą Pewnego Wydawnictwa (którego nazwy jednakowoż nie wymieni, bo mu rzeczone za reklamę nie płaci, bądź co bądź…) stał się Puchatek (a raczej staje się, in statu nascendi…) właścicielem pełnej kolekcji płyt DVD z wyżej wymienionym serialem.
Na razie ma Puchatek w domu całe dwa pierwsze sezony i pierwsze osiem odcinków trzeciego. Docelowo (trochę to potrwa…) ma być wszystkie dziewięć sezonów plus film kinowy.
No i tak sobie Puchatek ogląda w nielicznych wolnych chwilach – czyli głównie wieczorami, co – trzeba przyznać – dodaje sprawie uroku. Cały dom śpi, a tu jakieś UFO, genetyczne mutanty i niewyjaśnione zjawiska. Miodzio!
😀