We wtorek są urodziny Piłeczki. Czwarte. Jakże ten czas leci!
O samym fakcie wspomnę zapewne we wtorek, ale już jutro (czyli w niedzielę) Wielka Impreza. Przyjeżdżają dziadkowie, jedna ciocia, druga ciocia, będą prezenty, będzie tort (a jakże, ze świeczkami…).
Zapowiada się miły dzień. Niestety, kiedy miły dzień się skończy, Puchatki – poza zmywaniem – będą zmuszone zająć się opróżnianiem kuchni. Ze wszystkiego. Gdyż w poniedziałek do kuchni wkracza pan Marek, czyli Fachowiec, który będzie kontynuował dzieło sprzed półtora roku.
Fachowiec zwali z jednej ściany stare kafelki, pamiętające koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia (i pierwszych właścicieli chatki…), zwali resztki boazerii (tak, w kuchni też była!), wyrówna ściany, położy (w jednym miejscu) nowe płytki, pomaluje co trzeba, a potem…
…A potem poskręca i zamontuje meble, czyli nową kuchnię, która – kupiona już parę dni temu – czeka w garażu, w eleganckich paczuszkach. Czeka też kupiony pół roku temu piekarnik i płyta. Pod zabudowę.
I w ten sposób już w pieć i pół roku po przeprowadzce do chatki Puchatki będą miały prawdziwą, własną kuchnię.
Fachowiec obiecał, że cała operacja skończy się najdalej w piątek po południu. Czyli zostanie jeszcze weekend na „zrobienie świąt”.
Tak, to może być trudny tydzień. Ale w końcu jakby było za łatwo, to by było nudno, nieprawdaż?
***
Podobno starość polega na tym, że człowiek przestaje lubić zmiany. Że nieznaną sytuację traktuje jako zagrożenie lub zaburzenie normalności, a nie jako szansę czy przygodę.
Jeśli to prawda – to ja chyba jestem młodszy, niż metryka przewiduje. Lubię zmiany. Boję się raczej stagnacji i znieruchomienia, rdzewienia. Bezruch mnie zabija, wysysa ze mnie siły, sprawia, że przestaje mi się chcieć.