Mruczanka z Panem B.

M. miała urodziny i dostała w prezencie „Wiersze zebrane” Stanisława Barańczaka.

I teraz Puchatki na zmianę podczytują.

Pamiętam, jak mając lat …naście odkryłem Tuwima. Jak przeczytałem WSZYSTKO, od deski do deski, całe „dzieła zebrane” („Czytelnik” wydał taką ładną serię – 6 tomów w białych obwolutach: 2 tomy wierszy, 2 tomy juwenaliów, „Kwiaty polskie” i „Jarmark rymów”).

Pamietam zachwyt nad nieprawdopodobną wirtuozerią, z jaką Tuwim posługiwał się językiem. Każde zdanie, każda fraza iskrzyła, mieniła się, każde słowo i każdy przecinek były dokładnie tam, gdzie być powinny. Poczytajcie (na głos!) choćby dziecięcą „Lokomotywę”… Przeczytajcie „Grande valse brillante” z „Kwiatów Polskich”, gdzie wiersz czytany z normalnymi, polskimi akcentami ma rytm walca…

Wiersze Tuwima nie mają filozoficznej głębi i mądrości Staffa, nie opisują tak baśniowych światów, jak poezje Leśmiana – ale kipią od emocji wyrażonych z niedościgłą maestrią w każdej frazie, w każdym zdaniu. Wśród dwudziestowiecznych polskich poetów nie było drugiego takiego mistrza Słowa, jak Tuwim. A i wcześniej było ich niewielu.

A teraz czytam sobie Barańczaka (którego przecież kiedyś już czytałem – ale widać do pewnych odkryć poetyckich trzeba sobie podojrzewać) i…

I odkrywam to samo.

Język – ten sam język, którym mówię, którym podobno niezgorzej się posługuję – okazuje się być tak plastycznym, tak uległym tworzywem! Rytm, frazeologia, zabawy semantyką, ba – głupia interpunkcja mogą wyrażać znacznie więcej, niż jesteśmy w stanie na co dzień sobie wyobrazić. Barańczak – podobnie jak Tuwim – pozostaje wirtuozem języka niezależnie od tematu, którym się zajmuje. Czy pisze o domu, który kupił, czy o problemach ze znalezieniem miejsca do parkowania w amerykańskim mieście, czy o poczuciu zniewolenia w peerelowskiej rzeczywistości, czy też tworzy bluesa (…w rytmie bluesa!) o odśnieżaniu ścieżki przed domem – robi to tak samo płynnie, tak samo elegancko i pozornie od niechcenia wykorzystując każde słowo.

Oczywiście – pisze inaczej niż Tuwim (bądź co bądź jest między nimi pół wieku różnicy – i jest to akurat takie półwiecze, w czasie którego w literaturze sporo się wydarzyło…), ale to jednak pokrewne sposoby patrzenia na świat i pokrewne sposoby wyrażania tego, co się widzi.

***

Kiedy słyszę Shane’a MacGowana i jego muzykę – mam ochotę sam zagrać. Ale kiedy widzę ręce Pepe Romero czy – ja wiem – Segovii, to wstydzę się sięgać po gitarę.

Z poezją jest podobnie. Czasami, kiedy czytam wiersze mam ochotę sam sięgnąć po pióro. Ale kiedy czytam Barańczaka czy Tuwima – wiem, że nie mam po co, bo  TAKICH wierszy nie napiszę, a GORSZYCH pisać nie mam ochoty. 🙂

Mruczanka Na Moście (W Avignon…)

Historyjkę, którą Puchatek chce opowiedzieć, można by przedstawić na kilka sposobów.  Można opowiedzieć ją chronologicznie – wtedy musiałaby się zacząć dobre dwadzieścia lat temu… Ale nie, to nie jest dobry pomysł. Spróbujmy raczej budować napięcie. 🙂

Wczoraj Puchatek wziął się za Stajnię Augiasza, czyli za swój Tak Zwany Gabinet, który do doprawdy dłuższego już czasu rozpaczliwie domagał się posprzątania. Sprzątanie było gruntowne, połączone z przekładaniem Papierów Wszelkich do Szuflad Rozlicznych. Puchatek ma odruch chomikowani papieru, więc trochę tego było…

W pewnym momencie z unoszących się w Tak Zwanym Gabinecie kłębów kurzu wydobył Puchatek pewną pocztówkę. Popatrzył, podumał i… sięgnął po telefon.

I tu musimy się cofnąć o lat kilka.

***

Dawno, dawno temu (obecność po drodze gór i lasów zależy od miejsca zamieszkania Szanownego Czytelnika) Puchatek – który grał wtedy nieco więcej, niż obecnie – wytąpił był na pewnym lokalnym festiwalu. Poprawka – wystąpiła w zasadzie Puchatkowa Znajoma o Wielkim Głosie, a Puchatek jej akompaniował.

Puchatkowa Znajoma śpiewała – między innymi – „Na moście w Avignon” (wiersz Baczyńskiego z muzyką Andrzeja Zaryckiego, znany z wykonania Ewy Demarczyk). Puchatkowa Znajoma dostała nawet jakieś wyróżnienie. Był rok Pański 1988 (chyba).

***

Minęło lat naście. Po drodze Puchatkowa Znajoma wyszła za mąż, a Puchatek czytał czytanie na jej ślubie. Potem Puchatek wyszedł za żonę, a Puchatkowa Znajoma śpiewała na jego ślubie psalm (i to jak!).

Rok po swoim ślubie Puchatek z M. byli na jednej za swoich Wielkich Wypraw Autostopowych – tym razem na południu Francji i na północy Hiszpanii. Czyli głównie w Pirenejach.

Jednakowoż jadąc w Pireneje zahaczyli takoż o Prowansję. I zwiedzali Awinion. I Puchatkowi się skojarzył ten koncert sprzed …nastu lat. I napisał do Puchatkowej Znajomej kartkę. Kartka przedstawiała – a jakże – słyny most w Awinionie. Ten sam, o którym pisał Baczński…

Tyle, że – już po napisaniu kartki – Puchatek uświadomił sobie, że… nie ma adresu (bo Puchatkowa Znajoma z mężem w tak zwanym międzyczasie się byli przeprowadzli).

Więc zabrał Puchatek rzeczoną kartkę do domu, żeby po powrocie wręczyć ją osobiście. Był rok Pański 2000.

***

I właśnie wczoraj Puchatek tę kartkę znalazł. Kartkę w mostem w Awinionie. Kartkę sprzed siedmiu lat! Kartkę, która w jakiś niewyjaśniony sposób przeżyła niezauważona i nie zginęła w czasie Wielkiej Przeprowadzki z Warszawy do G. A najzabawniejsze, że już po jej napisaniu – jakieś pięć lat temu – Puchatki się z Puchatkową Znajomą i Jej Rodziną widziały, ale oczywiście nikt już o kartce nie pamiętał… Do wczoraj.

Puchatek uznał, że „takie przypadki nie istenieją”. Sięgnął więc – jak napisał na początku – po telefon. I odnowił kontakt „zamrożony” przez ostatnie pięć lat (mniej więcej).

„Wszelki duch Pana Boga chwali!” wykrzyknęła w słuchawkę Puchatkowa Znajoma. I umówili się, że się wszyscy spotkają w którąś niedzielę na Dwurodzinnym Spędzie.

I tak Zapomniana Pocztówka pomaga odnawiać stare znajomości. 🙂

A oto i ona:

„Na moście w Avignon”…

Mrucznka Eksperymentalna I

Puchatek eksperymentuje. Na razie najbardziej bawi go fakt, że nie zmieniając filmu może zmienić czułość – jedno zdjęcie robić na ISO 200, a następne na ISO 1600… Że może ustawić sobie balans bieli w zależności od światła… Że może korygować tonacje kolorów i nie musi w tym celu kupować sześciu różnych rolek filmów…

Pierwsze eksperymenty – to tylko eksperymenty, ale zabawa przednia. 🙂