Wyszedłem dziś rano, zaraz po wstaniu z łóżka, na balkon. Wbrew prognozom pogoda była piękna, świeciło słońce, śpiewały ptaki, wiał lekki wietrzyk, a powietrze…
…no właśnie. Powietrze pachniało tak, że…
Dawno, dawno temu (coraz dawniej, nie da się ukryć), kiedy jeździliśmy jeszcze wspólnie autostopem po szerokim świecie, był taki specyficzny moment w ciągu dnia…
Po nocy spędzonej w namiocie – czasami na kampingu, czasami „gdzieś w przyrodzie” – przychodził ranek. Pierwsze poranne wyjście z namiotu… Słońce, wiatr, śpiew ptaków (…albo szum autostrady, w zależności od miejsca obozowania :-)…
…i właśnie takie specyficzny zapach powietrza. I ta świadomość, że jest się „gdzieś daleko” (…with no direction home…), że nic się nie musi, że można pojechać dalej albo – jeśli nam sie tu podoba – zostać jeszcze dzień czy dwa… Że jeśli staniemy na drodze i ruszymy dalej, to nie wiadomo, gdzie dziś dojedziemy, co zobaczymy, kogo spotkamy, gdzie spędzimy następną noc. Że może ten dzień minie nam na drodze, w kurzu, w oczekiwaniu na litościwego kierowcę, który zabierze nas dalej… A może dojedziemy w miejsce, które naz zachwyci, które poruszy, które zapamiętamy do końca życia…
Wszystkie te możliwości – wszystkie wspaniałe widoki, wszystkie poruszające miejsca, wszystkie gwiazdy nad głowami – wszystko to było w tych pierwszych chwilach dnia. W tym chłodzie poranka, w zapachu powietrza. Poczucie nieograniczonych możliwości, tysiąca możliwych kierunków rozwoju wydarzeń, absolutnej wolności.
Dziś rano to wszystko mi się przypomniało. Może jeszcze kiedyś tak będzie?
How does it feel
How does it feel
To be on your own
With no direction home
Like a complete unknown
Like a rolling stone?
…