No i proszę – na ostatnie dwa dni Najdłuższego Weekendu Nowoczesnej Europy udało nam się pojechać do Spały*. Widzieliśmy hodowlę żubrów w Smardzewicach, jedliśmy lody, „zwiedzaliśmy” targ staroci – no i oczywiście spłynęliśmy kajakami na trasie Spała – Inowłódz (to najkrótsza trasa z możliwych, ale z uwagi na słabszą rękę M. nie chcieliśmy na razie ryzykować dłuższej).
Choć raz, choć na chwilę wyrwaliśmy się z domu trochę dalej, niż do Warszawy…
Jutro ostatnie naświetlanie. Co dalej – zobaczymy po wizycie i naszej głównej Pani Doktor.
* Uwaga: każdego, kto w ewentualnym komentarzu chciałby poczuć się oryginalny i nawiązać do znanej piosenki Artura Andrusa spieszę poinformować, że przed nim zrobili to już (na wieść o naszych planach) wszyscy nasi znajomi, a także Puchatkowy Ojciec i ksiądz Maciej, wikariusz w Puchatkowej Parafii. Piłem w Spale, spałem w Pile, i to jak na razie tyle. Howgh.