Nabiegałem się wczoraj po Mieście Stołecznem jak jaki dziki osioł. (Nie wiem właściwie, czy dizkie osły tak znowu dużo biegają, ale jakoś sie tak u mnie w domu mówiło – że jak ktoś dużo biega, to „jak dziki osioł”. Pozdrowienia dla dzikich osłów i Kłapouchego.)
Sto tysięcy spraw różnych, a każda – rzecz prosta – w innym punkcie miasta.
Nie lubię Warszawy. Coraz bardziej. Dopiero trzy i pół roku temu się zniej wyprowadziłem, a za każdą wizytą coraz bardziej jestem zadowolony z tego faktu…