Puchatek się opuszcza. Miał pisać – nie pisze, no skandal po prostu. Ech.
A działo się, działo… Poszły Puchatki do ZOO. Pierwszy raz w życiu (to znaczy w życiu Pietruszki i Piłeczki, bo Puchatek i M. to owszem, bywali 😉
Piłeczka – mało oczu nie pogubiła. Podskakiwała jak kauczukowa. „O, o, o, o!” – wołała pokazując na kolejne ezgotyczne czworonogi.
Pietruszka – jak to Pietruszka. Zupełnie inaczej, znaczy. Paaaaatrzył. I chłonął. I nic nie mówił – tak już ma, że jak coś chłonie, to milczy.
Aż nagle przemówił. Zobaczył zwierzaka, oczy otworzyły mu się jeszcze szerzej (a Puchatek już przedtem myślał, że szerzej się nie da…) i powiedział zdumionym głosem:
– ZEBLA!
…i rzeczywiście, zebra. Jak w mordę strzelił.
Opowiadano kiedyś historyjkę o prostym rolniku (o, przepraszam, farmerze) ze Środkowego Zachodu USA, który pierwszy raz w życiu poszedł do ZOO. Kolejne zwierzaki oglądał, dziwił się, ale nic nie mówił. Aż wreszcie stanął przed wybiegiem zebry. Wytrzeszczył oczy, poczym – wyraźnie zirytowany – machnął ręką i powiedział zdecydowanie:
– Nieeee, takich zwierząt nie ma!
…i poszedł.