Bardzo, bardzo, baaaardzo przeprasza Puchatek Wszystkich Zainteresowanych, że na bieżąco nie relacjonował. I zapewnia, że przeżył i żyje, i żyć kończyć nie zamierza.
A nie pisał Puchatek, bo… nie bardzo było o czym. Pozostałe trzy dni sportów ekstremalnych były w gruncie rzeczy zblizone do pierwszego – cisza, spokój (no, względny…), bez przesadnych ryków, zasypianie na spokojnie, wycia za mamą takoż niewiele. Nie było źle!
Okazało się, że z tymi „sportami ektremalnymi” to było trochę tak, jak nazwą programów typu „reality show”:
– kompletny brak „reality” (bo jakież to „reality”, jak wszyscy wiedzą, że są obserwowani…)
– …i konia z rzędem temu, kto mi powie na czym polega ten „show”. Jak można nazwać słowem „show” coś tak ekstremalnie statycznego – kilka nudnych osób siedzi zamkniętych razem i udaje, że nie udaje.
Tu było podobnie. Ani sportów (bo trudno sportem nawać spacer dwugodzinny…), ani „ekstremum” żadnego. Howgh.
Ale za to Puchtka poczucie kompetencji jako taty wzrosło i spuchło (z dumy, rzecz prosta).
🙂
Tatek Puchatek