Około-poetycko (?)

Pucek odrabia lekcje. Ma posegregować rzeczowniki według rodzaju – męski, żeński czy nijaki.

– Obłok… – mówi. – To męski.

– Jasne – potwierdzam. – Męski. „Obłok w spodniach” – dodaję ni z gruszki ni z pietruszki, bo mi się skojarzyło.

– Obłok w spodniach? – pyta zdziwione dziecko. – To znaczy, jak ktoś puści bąka…?

No więc niestety, Majakowski jest spalony. Teraz już zawsze będzie mi się kojarzył…

 

Surrealistycznie z Elementami Kulinarnymi

Piłka siedzi przy stole w kuchni i odrabia jakieś lekcje (artystyczna dusza nie pozwala jej odrabiać ich w sposób banalny, czyli przy własnym biurku). Nagle jednak widzę, że artystyczna dusza przerzuciła się także na strój: Piłka siedzi w kuchni z bosymi stopami. A trzeba wiedzieć, że w Puchatkowie podłoga (zwłaszcza na dole) jest dość zimna (…zwłaszcza zimą).

– Piłka, dlaczego jesteś bez skarpetek? – pytam nieco zdziwiony.

– Bo zdjęłam – pada lakoniczna odpowiedź.

– To widzę – zaczynam się irytować. – Ale dlaczego zdjęłaś?…

– Bo je zalałam.

– Czym je zalałaś? – pytam, mając jednocześnie poczucie, że moje brwi dojechały już w okolice czubka głowy.

– Zupą – odpowiada dziecko z kamiennym spokojem, po czym wraca do zadania z chemii.

Małe Co Nieco – Inaczej

– Wiesz, tatusiu, pani od muzyki dzisiaj strasznie nakrzyczała na Stasia – rzucił Pucek w drodze powrotnej ze szkoły.

Przyznam, że się zdziwiłem – „pani od muzyki” to nasza serdeczna znajoma, świetna nauczycielka, konkretna i (czasami) dość stanowcza, ale żeby krzyczeć na sześcioletnich pierwszaków? Ba – żeby strasznie krzyczeć? To do niej zupełnie niepodobne…

– A co ten Staś nabroił – zapytałem zaciekawiony.

– Był niegrzeczny – odparło dziecię lakonicznie.

– No, ale tak konkretnie, to co robił? Gadał, krzyczał, biegał po klasie, bił kogoś?…

– Nie, on tylko jadł klej.

Nosz, kurczę, sam bym nakrzyczał…

Pucek Surrealistycznie

Pucek wyciera się po wyjściu z wanny. I nagle – jak to u Pucka (bo u Pucka wszystko jest nagle…) – pada stwierdzenie głęboko filozoficzne, zahaczające konkretnie o filozofię bytu (albo o teorię poznania, zależy z której strony spojrzeć):

– Wies, tato, woda to jest NAJBARDZIEJ MOKRA ZEC NA ŚWIECIE.

Zaskoczony głębią tego stwierdzenia pytam, jakie są inne BARDZO mokre rzeczy.

– Kakao – odpowiada Pucek zdecydowanie. – Zwłasca zaraz po tym, jak się je zrobi.

***

Kolejny dzień, kolejna kąpiel, kolejne rozważania.

– Tatusiu, ty jesteś na drugim miejscu na świecie pod względem lubienia – pada rzeczowe stwierdzenie.

– Na drugim, mówisz? – wzdycham. – A kto jest na pierwszym?

– Na pierwszym jest mama – brzmi odpowiedź.

No, może być. – Jak mama, to w porządku – mówię poważnie.

– Tak, bo drugie miejsce to jest bardzo dobre miejsce, prawda? – dodaje dziecię (brzmi to prawie pocieszająco…). – A na trzecim miejscu jest Łucja, a na czwartym Marianka (koleżanki, zwane czasami narzeczonymi).

– A na piątym? – pytam z nadzieją, że może w pierwszej piątce znajdzie się jednak któreś z rodzeństwa… Ale odpowiedź, wygłoszona tonem pewnym i zdecydowanym, nie pozostawia wątpliwości:

– A na piątym to jestem ja!

 

Zagadka Lingwistyczna

Potwory (jak wszystkie dzieci, zapewne) zawsze uwielbiały przekręcać słowa. Pietruszka mniej (komputerowy łebek, bądź co bądź…), ale też mu się zdarzało. Piłka była w tym mistrzynią: jeszcze mając siedem lat mówiła „garszluk” zamiast „durszlak” i „wjagut” zamiast „wiadukt”.

Ale to, co robi Pucek, to jest po prostu inny wymiar.

I tu zagadka dla czytelników – co to są „PIEROCIE”?

Mnie rozszyfrowanie zajęło dobre parę minut…

Surrealistycznie

Wracamy z Pietruszką ze szkoły muzycznej. Wjeżdżamy na podjazd przed domem. I tu następuje dialog. Cytaty dosłowne.

– Tato, to dziwne, pod bramą nie ma naszego auta – stwierdza Pietruszka. Z absolutnie kamienną twarzą.

– Rzeczywiście. Ciekawe co się z nim stało – odpowiadam równie spokojnie.

Dojeżdżamy, stajemy pod bramą. Wysiadamy. Pietruszka zamyka za sobą drzwi, po czym obraca się, patrzy na samochód i mówi:

– A nie, pomyliłem się, jednak stoi.

…będą z niego ludzie…

 

W piątek, trzynastego…

– Dziś piątek, trzynastego, a ja mam egzamin! – marudzi Pietruszka (chodzi o egzamin półroczny w szkole muzycznej).

– No i co, że piątek trzynastego? – odpowiadam pedagogicznie. – Chyba nie wierzysz w pechowe dni i tym podobne dyrdymały?

– Nie, ale jestem Polakiem, więc czasami muszę sobie ponarzekać – odpowiada dwunastoletnie dziecię z kamiennym spokojem.

Rozwalił mnie.

And Bingo Was His Name…

Potwory Starsze wymyśliły, że chcą obejrzeć „Władcę Pierścieni”. Postawiłem warunek, że dopiero jak przeczytają – a co w końcu, kurczę blade (że zacytuję klasykę).

No więc (nie zaczyna się zdania od „no więc”) pierwszy tom już przeczytali. Niedzielne popołudnie, Pucek u koleżanki, Starsze Potwory zasiadają przed ekranem. Piłka trzyma w ręku pudełko od (pożyczonej) płyty z filmem. Ogląda, ogląda – i pyta:

– Tato,  a reżyser tego filmu ma na nazwisko Dekada?

– Nie – odpowiadam odruchowo. – Reżyser nazywa się Peter Jackson. A dlaczego „Dekada”?

– No bo tu jest napisane, o, popatrz: „JEDEN Z NAJLEPSZYCH FILMÓW DEKADY”…