Bywało lepiej…
Radioterapia, jak stwierdzili specjaliści, nie wchodzi w grę – zmiany są płytkie, ale rozrzucone i żeby coś osiągnąć, trzeba by naświetlać „pół człowieka” (albo, jeszcze lepiej, całego – wtedy nowotwór na pewno by się zatłukło, tyle że pacjenta przy okazji też).
Pozostaje chemia. Pani Doktor kazała poczekać tydzień – kazała przez ten czas zrobić w laboratorium dodatkowe badania tego pobranego fragmentu na obecność receptorów (ponieważ chodzi o wznowę, laboratorium standardowo nie robi takich badań, ograniczając się do stwierdzenia że nowotwór mikroskopowo jest taki sam, jak wcześniej; ale, jak mówi Pani Doktor, czasami jest tak, że biologia guza się zmienia. A jeśli pojawią się receptory – na przykład hormonalne – to leczenie będzie prostsze i skuteczniejsze).
Mamy dzwonić we wtorek. I zapewne przyjechać w środę.
***
Kiedyś – zanim byłem zmuszony się dokształcić… – myślałem, że raka albo da się wyleczyć, albo nie. Teraz wiem, że jest jeszcze trzecia opcja: nowotwór którego nie da się wyleczyć, ale można kontrolować i człowiek żyje sobie z nim, traktując go jako chorobę przewlekłą. Czasem żyje sobie tak długie lata (znamy panią, która z takim samym guzem żyje już lat prawie dwadzieścia i dobrze się ma). A czasem krócej.
Choroba przewlekła, kontrolowana. To jest wersja optymistyczna. Tego się trzymajmy.