Dziś byliśmy u naszej Pani Doktor z wynikami badań. No i niestety jest kiepsko: to „coś” okazało się jednak wznową nowotworu.
Sytuacja jest średnia – tragicznie nie jest, ale fajnie też nie… Pani Doktor powiedziała, że akurat tego typu wznowa (tylko skóra i tkanka podskórna) jest stosunkowo łatwa do leczenia i kontrolowania – znacznie gorzej byłoby gdyby to szło „do środka”.
– Wie pani – powiedziała tym swoim rzeczowym, spokojnym głosem – powiem brutalnie: rzecz jest męcząca i kłopotliwa, powoduje dyskomfort, ale umrzeć się na to nie da.
Tyle, że oczywiście gdzieś w powietrzu zawisło niedopowiedziane „na razie…”.
M. jest na razie strasznie rozbita. To miał być rok odpoczynku po tym poprzednim koszmarze…
W najbliższym czasie czekają nas albo naświetlania, albo chemia (tyle, że – jak powiedziała Pani Doktor – już znacznie mniej uciążliwa etc.), a najprawdopodobniej – jedno i drugie (to znaczy – najpierw jedno, potem drugie).
Dziś nie mam siły pisać nic więcej. Pamiętajcie o nas, bardzo tego potrzebujemy.