Mrrrruczanka Nieprrrawdopodobna

Nie. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają – chyba, że w kiepskich komediach klasy B. Albo w reklamach („9 na 10 wypadków zdarza sie w domu. Lion radzi: nie siedź w domu!”).

Osobista mama Puchatka miała kiedyś takie szczęście: ileś tam razy łamała sobie a to nogi, a to ręce we własnym domu. Nie w górach, nie na nartach – raz się potknęła o zawinięty róg dywanu, innym razem pies jej wlazł pod nogi jak niosła garnek z zupą…

Ale, do jasnej karbidówki, nawet ona nie była taka zdolna, żeby zrobić sobie krzywdę we własnym łóżku.

A Puchatek – i owszem.

***

Wczoraj wieczorem leżał już Puchatek w wyżej wzmiankowanym łóżku. Ale był sobie o czymś przypomniał, więc się podniósł i – sięgając po coś, o czym zapomniał – uklęknął na chwilę na tymże łóżku.

– CHRRRRUP!!! AUUUUUUUUUUU!!!

Powiedziało donośnie kolano Puchatka. Lewe. Bolało jak [ – Ustawa o zachwowywaniu kultury języka polskiego]. Niby staw zginał się normalnie, ale każdy ruch… Uff. W dodatku po lewej stronie rzepki, pod skórą, czuło się drobną deformację. Jakby ktoś tam wepchnął mały kamyczek.

Piątek. Jedenasta w nocy. Jedyne wyjście – szpital w G., urazówka.

Ubrał się Puchatek POWOLI (…jak sie kochają żółwie?) i baaaardzo OSTROŻNIE (…jak się kochają jeże?) zszedł był przed dom, gdzie czekał już awaryjnie wezwany kolega A. z samochodem.

Szpital. Ludzi mało. Izba przyjęć. Miły pan ortopeda. Na rentgen proszę. Błysk, błysk.

Pan ortopeda najpierw pobieżnie rzucił okiem na zdjęcie Puchatkowego kolana (z profilu i en face, jeśli kolano ma face), a potem zaczął ugniatać, zginać, opukiwać, przekręcać. – Hmmm, dziwne – powiedział w końcu. – Mówi pan, że TU boli? Bo jakby to było (uczony_termin_medyczny), to powinno boleć tu. A jakby (inny_uczony_termin_medyczny), to tutaj. Ale jak TU boli, to ja nie bardzo rozumiem.

Podszedł pan ortopeda z powrotem do tablicy ze zdjęciem i zaczął się w nie wpatrywać uważnie. Po czym nagle, głosem wyrażającym najwyższe zdumienie, oznajmił:

– O K…., przecież pan ma igłę w kolanie!

– Jaką igłę?! – zdziwił się był Puchatek nieco histerycznie.

– A taką zwykłą, do szycia – odparł rzeczowo lekarz.

Rzeczywiscie. Rentgen nie kłamie. W rzepce puchatkowego kolana (lewego) tkwiła igła. Dokładnie – połówka igły. Nawet ucho było wyraźnie widać.

Ktoś musiał po jakimś szyciu zostawić igłę na łóżku. Igła wbiła sie w materac – cała – i leżała tam sobie Bóg raczy wiedzieć jak długo. Ostrym końcem w dół, uchem do góry.

I Puchatek właśnie wczoraj (a warto zaznaczyć, że dziś o trzeciej jest chrzest Pyszczaka…) uklęknął tak, że mu się cholera jedna wbiła w kolano – i złamała (czubek zapewne nadal siedzi gdzieś w głębinach materaca). Po uważnych oględzinach kolana pan doktor znalazł nawet miejsce, przez które się wbiła.

– No i co my z tym zrobimy? – zainteresował się był Puchatek.

– Ba – odparł rzeczowo pan doktor. – Pójdę się skonsultować z kolegami.

I poszedł. Wrócił po kwadransie.

– Widzi pan, są dwa wyjścia – oznajmił. – Możemy panu od razu próbować to cholerstwo wyciagnąć. Ale salę operacyjną będę miał wolną dopiero za dwie godziny, a poza tym nie mogę zagwarantować, czy uda się to zrobić szybko. Jak ją znajdziemy od razu, to dwa szwy i za osiem godzin pan wyjdzie. A jak będziemy musieli poszukać, to ze dwa dni pan potem musi tu zostać.

– Ale ja mam jutro chrzest dziecka – jęknął Puchatek rozpaczliwie.

– Drugie wyjście jest takie – kontynuował pan doktor. – Zostawiamy ją w czortu i na razie nie ruszamy. Końcówka wbiła sie w kość, więc ani się nie przesunie, ani żadnej więcej szkody nie zrobi. I czekamy ze trzy dni. Skoro na razie ułożyła się tak, że nie boli (…a, bo w tak zwanym miedzyczasie rzeczywiście prawie przestało boleć, z tym, że „prawie” robi wielką różnicę, jak wiadomo…), to jest taka możliwość, że organizm sam sobie z nią poradzi. Otorbi się i tyle. A jek będzie boleć albo przeszkadzać, to zapraszam pana we wtorek po południu, na czczo, z nastawieniem na dwa dni w szpitalu.

I w ten sposób Puchatek Z Igłą w Kolanie wrócił do domu. Chrzest nie został odwołany. Goście będą. Kolano boli (…bo i musi, powiedział pan doktor. Ciało obce. Stan zapalny. Lód proszę przykładać.), ale chodzić się da i w sumie nawet Puchatek specjalnie nie kuleje.

A zatem: dziś chrzest. Jutro niedziela. W poniedziałek pan kurier ma przywieść Jabola (o Jabolu opowiem później). A potem zobaczymy. Jak będzie dalej bolało, to we wtorek pod nóż.

Call me igłana. 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s