Kiedyś (dawno, dawno temu, obecność po drodze gór i lasów zależy od miejsca zamieszkania Czytelnika) było tak, że Puchatek pracował w Jednej Dużej Gazecie, a M. właśnie urodziła Pietruszkę i chwilowo „siedziała w domu”* z Wyżej Wymienionym.
Praca w gazecie to dom wariatów – cały tydzień człowiek biegał, skakał, gadał z setką ludzi na raz, pisał na akord jakieś teksty tylko po to, żeby za moment znowu biec gdzieś „na miasto”.
Kiedy więc przychodził wreszcie dzień wolny od pracy – Puchatki miały lekki konflikt interesów. Puchatek – zmęczony „bieganiem” najchętniej posiedziałby chwilę w domu, muzyki posłuchał, pogadał i nacieszył się spokojem. M. natomiast – znudzona „siedzeniem w domu” – miała ochotę gdzieś wyjść, zorganizować jakoś wspólny czas.
Teraz jest odwrotnie. To Puchatek siedzi w domu (i pracuje ciężko, żeby nie było!), a M. wychodzi razem z Potworami (trzy razy w tygodniu). No i „konflikt” siłą rzeczy jest „w przeciwną stronę” – bo Puchatka nosi, a M. (nieco ostatnio… jakby to powiedzieć… obszerniejsza** 😉 niespecjalnie ma ochotę się gdzieś ruszać…
A Puchatka jakieś lasy ciągną… Góry jakieś… Echhhhh… 😉
__________________
* „Siedzenie w domu” pisze Puchatek w cudzysłowie, gdyż każdy kto miał okazję mieć małe dziecko wie, iż siedzenie jest zwykle OSTATNIĄ rzeczą, którą można w tym czasie robić. Czyli – chodzi o pewien skrót myślowy. Howgh.
** Jak w starym dowcipie, w którym pewien gazda rozmawia przez telefon z miejscowym lekarzem:
– Panie dochtoze, przijezdzojcie, bo mojo staro rodzi!
– A bóle już ma? – dopytuje lekarz.
– Łooo, jesce jakom wielkom! 😉