Mruczanka Budowlanka

Zrobili Puchatkowi dowcip miesiąca. Dowcip roku w zasadzie.

Wszystko zaczęło się od tego, że a konto przyznanego kredytu Puchatek zamówił w Pewnej Firmie materiały do ocieplenia Chatki Puchatków. Styropian, klej, zaprawę, siatkę, kołki, …, …, i tak dalej. Oczywiście – ocieplanie odbędzie się dopiero latem, ale kupić trzeba było już teraz, żeby się na sławetną Ostatnią Ulgę Remontową załapać.

Zamówił Puchatek internetowo – telefonicznie. Zaliczkę wpłacił. I zainteresował się, kiedy nastąpi dostawa. „Proszę się nie martwić, pani ze spedycji zadzwoni i się z panem umówi. Przecież nam też zależy, żeby pan był w domu” – oznajmił Uprzejmy Głos W Słuchawce.

Puchatek postanowił zatem, że poczeka na telefon. A jak rzeczona pani zadzwoni, że na przykład jutro (Pewna Firma mieści się bowiem na Drugim Końcu Polski…), to Puchatek przygotuje miejsce w piwnicy i skrzyknie kilku znajomych do pomocy.

To był błąd.

W środę rankiem zadzwoniła komórka. „Czy to pan Puchatek? Z ulicy Takiej A Takiej w G.? Bo ja jestem na sąsiedniej ulicy, no, to niech pan mi powie, w którą mam skręcić?”

To nie była pani ze spedycji. To był pan kierowca.

Dziesięć minut później pod Chatkę Puchatków podjechał tir. Pan kierowca odkrył plandekę, a oczom Puchatka ukazało się trzysta metrów kwadratowych styropianu popakowanego w gustowne paczki o wymiarach metr na pół metra na pół metra. Było tych paczek 100. Słownie: sto. Jedynka, dwa zera, bez przecinków.

Widział ktoś z Was, jak wygląda sto paczek styropianu o wyżej wymienionych wymiarach? Nie? No to wam powiem obrazowo.

Wygląda tak, że podjazd, z którego prowadzą bramy wjazdowe do czterech w sumie posesji został zastawiony na amen, albo jeszcze trochę bardziej. Bo oczywiście pan kierowca pomógł tylko wywalić to wszystko na podjazd. Bo się spieszył.

W sumie to mu się Puchatek nie dziwi – jemu za wyładunek nie płacą.

Okazało się jednak, że poza styropianem trzeba jeszcze przenieść do piwnicy klej i zaprawę. Kleju było czterdzieści worków, każdy ważył 25 kilo. Zaprawy – dla odmiany – było czterdzieści worków i każdy ważył – dla odmiany – 25 kilo.

Jak łatwo policzyć – kleju  była tona, a zaprawy dla odmiany była tona.

Pierwszą tonę Puchatek przerzucił sam – z ciężarówki do garażu. Po 25 kilo. Na ramieniu. W tę i z powrotem.

Tymczasem M. (która nawet wyjść z domu nie mogła, bo Potwory chore, a ona sama dla odmiany też) rozpaczliwie wydzwaniała po znajomych, więc w połowie drugiej tony zjawił się zasapany kolega K. i pomógł.

Ale potem kolega K. pojechał do domu, bo musiał dzieci z przedszkola odebrać. A Puchatek został sam. To znaczy – nie sam. Został ze stoma paczkami styropianu, stoma, jedynka, dwa zera, bez przecinków. I z grypą, która go od kilku dni męczyła. I zaczął te paczki nosić do garażu (grypa nosiła się sama, przy okazji). I w różne inne miejsca, bo garaż szybko okazał się pełny.

I nosił Puchatek ten piórkowany styropian cztery godziny. Bo styropian ma to do siebie, że (w przeciwieństwie do zaprawy) jest lekki – każda paczka ważyła pewnie ze trzy kilo – więc można by nosić nawet po pięć paczek na raz, ale…

…Ale wymiary. Nie da rady, nie ma siły, nie da się złapać. Można na raz wziąć JEDNĄ paczkę. Pójść do garażu. Ustawić. Wrócić. Wziąć jedną paczkę. Pójść do garażu (na strych, do schowka w ogródku, niepotrzebne skreślić). Ustawić. Wrócić. Przepisać sto razy.

Możecie mi mówić „Styropianowy Joe”.

Jeden z tego wszystkiego pożytek: grypa jak ręką odjął. Widać taka mobilizacja zmotywowała organizm do wypowiedzenia grypie wynajmowanego lokalu.

Tyle, że dziś (czwartek) Puchatka wszystko boli. Wszystko. Rusza się Puchatek z trudem, podniesienie rąk powyżej ramion nie wchodzi w grę.

Ale za to będzie ciepło.

Za rok.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s