Właśnie, kiedy kończyłem poprzedni wpis (godzina 00:35, czyli taka bardziej barbarzyńska), na górze obudziła się Piłeczka. Obudziła mamę (dla której wpół do pierwszej to środek głębokiej nocy…) i z dzikim wrzaskiem zaczęła się domagać… czego?
Picia? Nocnika?
Nie. Lektury. Mama (półprzytomna, jeśli to „pół” nie jest grubą przesadą…) nie bardzo rozumiała, o co dziecku chodzi. Piłeczka (z wrzaskiem coraz dzikszym) poszła zatem do półeczki z książeczkami, wyciągnęła (po omacku, ale bezbłędnie!) „Lokomotywę” Tuwima i STANOWCZO zażądała lektury. JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST ALBO JESZCZE PRĘDZEJ.
Miłość do wielkiej literatury (a trzeba przynać, że gust dziecko ma dobry) czekać nie może.
Moja krew! :))))))
(Dodam tylko, że już przy „Buch, jak gorąco” spała snem sprawiedliwego, czego nie mozna było niestety powiedzieć o rozbudzonej tym czasem mamusi).
😉