Dla porządku informuję, że ornitologia za nami. Wirus się był wyniósł (ciekawe, dokąd…).
Za to Piłeczka rozwija kompetencje językowe. W przeciwieństwie do Pietruszki (który w zasadzie od razu mówił "normalne" słowa, choć oczywiście po dziecięcemu przekręcane) tworzy własny słownik, z którego składa już całkiem logiczne zdania.
"Bam" – oznacza na przykład upadek, katastrofę, że coś boli, że coś się przewróciło albo pobrudziło.
"Brum" to generalnie każdy pojazd kołowy (z pociągami włącznie), ale najczęściej słowo to oznacza wózeczek (taki mały, zielony, dla lalek).
"Ne!" – wiadomo.
"Pu" – znaczy "pić".
"Pa-pa" – "idziemy na spacer.
"Mu-mu" oznacza "mycie".
"Am-am" – jedzenie.
"Bu-bu" – "bujać", czyli czynność, którą się praktykuje na huśtawce.
"Pupa" – z przyczyn irracjonalnych – oznacza rysowanie.
"Nuna" – noga
No i zdania z tego powstają jak się patrzy!
"Brum bam!" (wózeczek się przewrócił). Albo: "Am-am ne! Pu, pu! I pa-pa! Am-am ne!!!" 🙂
I tak dalej.
Ale wczoraj powaliła nas tekstem, którego dotąd nie znaliśmy. Przewróciła się w parku na kamyki, podrapała kolano. Popłakała, przeszło. Ale wieczorem w wannie przypomniało się dziecku – i jakoś tę żałość trzeba było wyrazić. I Piłeczka z rozżaloną miną wystawiła z wody podrapane kolanko ze strupkami, pokazała palcem i powiedziała dobitnie a rozdzierająco:
"Bam, bam, bam! Nuna bam! Nuna OJOJ!"
No i to "OJOJ" (a w zasadzie "ojoooj", brzmiące żałośnie i płaczliwie) tak nas rozłożyło, żeśmy padli oboje na podłogę (najdosłowniej) i skręcaliśmy się w pozycji siedzącej dobrą chwilę.
Wyrodni rodzice po prostu. Dziecko się skarży, a oni się śmieją. NO, normalnie trauma na resztę życia. Czterdzieści lat na kozetce u psychoanalityka jak nic.
😉
P.