No, dosyć laby.
Książka o motocyklach (…i na co mi przyszło…) przetłumaczona, oddana, pieniądze na koncie. Ponieważ przez trzy miesiące Puchatek zasuwał jak dziki osiołek, całymi dniami przy maszynie – przez ostatnie dziesięć dni zrobił sobie odpoczynek. Chodził z potworami na spacery, załatwiał różne sprawy, odwiedzał rodzinę. Ale niestety, wszystko co dobre szybko się skończyło. Koniec wolności. Na puchatkowym biureczku (biureczko! Pełne trzy metry kwadratowe powierzchni…) czeka już następna robótka. Tym razem – nie tłumaczenie, tylko „redakcja i opieka merytoryczna”. Tak przynajmniej stoi w umowie. Puchatek nie wie, jak z tą opieką merytoryczną będzie, bo książka co prawda przeznaczona dla młodszej młodzieży, niemniej – historyczna. Ale co tam – redakcja to redakcja, a jak będą wątpliwości merytoryczne, to się Puchatek będzie martwił.
Zatem najbliższy miesiąc nie przy klawiaturze, tylko z czerwonym pisaczkiem w łapie. Zawszeć to jakieś nowe doświadczenie. Podobno człowiek uczy się całe życie (niektórzy twierdzą, że z wyjątkiem lat szkolnych i studenckich…).
A żeby się nie odzwyczajać od klawiatury – Puchatek obiecuje, że na tę stronę zajrzy częściej. Howgh.