Dziś kilka słów o pewnym pięknym szlaku przez góry…
Pisałem o Buchlyvie i o St.Patrick. No to dziś kawałek dalej (jesteśmy w gruncie rzeczy na pograniczu Lowlands i Highlands, w nastrojowych, choć niewysokich The Trossachs).
Kilka kilometrów od St. Patrick leży urocza miejscowość Aberfoyle. Miasteczko niewielkie, domki kolorowe, ryneczek jak z kreskówki „Listonosz Pat”. I ogromne (to znaczy – ogromne w skali miasteczka) centrum handlowe z wyrobami wełnianymi. Ano tak, bo Aberfoyle jest stolicą (samozwańczą, jak podejrzewam, ale jednak) szkockiej wełny.
Naczytaliście się, że najlepsza wełna pochodzi a Australii? Albo z Patagonii? Nic z tych rzeczy. Najlepsza na świecie jest wełna szkocka. Bo szkockie owce wystawione są przez cały rok nie tylko na silne wiatry (jak te w Patagonii), ale także na padające co chwila deszcze – w lecie krótkie, przelotne i raczej ciepłe, ale jesienią często zimne i trwające od kilku godzin do kilku dni bez przerwy. Zrozumiałe, że takie owce MUSZĄ mieć wełnę NAPRAWDĘ wysokiej jakości. Australijskie owce w ogóle pominę milczeniem – jaką wełnę mogą mieć zwierzaki w kraju, gdzie generalnie jest upał przez dziesięć miesięcy w roku, a deszcz pada raz na… ?
Centrum wełny… Mmmm… Te swetry… Czapy… Koce wełniane… Aż człowiek żałuje, że
a. Nie ma pieniędzy,
b. Nie ma siły dźwigać wielkich zakupów przez kolejne trzy tygodnie autostopowej wędrówki…
Ale i tak nie wytrzymaliśmy i kupiliśmy przepiękny szal dla M. Zważywszy na stan naszych ówczesnych finansów było to lekkie szaleństwo (8 funtów!), ale szal był (jest do dziś) po prostu wspaniały. Szeroki, gruby, ciepły, zrobiony z tartanu w barwach pułku Black Watch (granat / ciemna zieleń / czarna nitka), wzór można zobaczyć tu:
http://www.clan.com/tartan_products.html?tartan=6009
Z Aberfolyle wiedzie szlak do Callander. Mija się ekskluzywne pola golfowe, wchodzi sie na ścieżkę i… żegnaj, cywilizacjo. Żeby przejść cały szlak, trzeba kilkakrotnie przechodzić nad ogrodzeniami dla owiec (dla turystów przewidziano drabinko-schodki, z którymi przeciętna owca sobie raczej nie poradzi).
Ścieżka idzie pod górę, dosyć łagodnie, trochę kręci między rozrzuconymi głazami, dosyć szybko wychodzi nad linię lasu. Wkraczamy na wrzosowiska…
Kto nie widział wrzosowisk w Szkocji, ten nie widział wrzosowisk. Ma się wrażenie, że wszędzie – wszędzie, po horyzont – ziemia pokryta jest liliowo-różowym dywanem. W oddali widać coraz wyższe góry, a wokół wiatr szumi we wrzosach. Poza wiatrem i śpiewem ptaków nie słychać nic. Cisza.
Można sobie usiąść we wrzosach i siedzieć. Można też pójść dalej – po dwóch czy trzech godzinach marszu dochodzi się nad brzeg pięknego, lodowcowego jeziora (Loch Venachar), a wzdłuż jego brzegu – do kamiennego mostu nad zwężeniem. Most ma bodaj ze trzysta lat. Po jego przejściu już niedaleko do Callander – kolejnego uroczego miasteczka, związanego z osobą Rob Roya MacGregora, czyli „szkockiego Janosika”.
Przedziwne miejsce – choć w nastroju typowe dla Szkocji: ciepłe, przyjazne, gościnne, każdy natychmiast czuje się w nim „u siebie”, choć w gruncie rzeczy jesteśmy, jak mawiają Brytyjczycy, „in the middle of nowhere”. Ale miasteczko ma w sobie to, co mnie w Szkocji (i w ogóle w Wielkiej Brytanii) najbardziej pociąga – specyficzny urok, ciepło, ale i charakter… Kiedy w 41 r. Naszej Ery do miasteczka przybyli Rzymianie (tak, bo już wtedy w miejscu dzisiejszego Callander istniała celtycka osada…) mieszkańcy zebrali się, podebatowali i – jak głosi lokalna legenda – zwołali kilka okolicznych klanów, poczym skutecznie i z typową dla Celtów gościnnością… pogonili Rzymianom kota. Nie przypadkiem Rzymska cywilizacja, obejmująca bądź co bądź cały ówczesny świat, kończyła się na Murze Hadriana. Murze zbudowanym (mniej więcej wzdłuż dzisiejszej granicy między Szkocją a Anglią) specjalnie po to, żeby ci „barbarzyńcy” nie najeżdżali opanowanej przez Rzymian części Brytanii (czyli Anglii, Walii, Kornwalii… i całej reszty). Szkocji Rzymianie nie podbili nigdy 🙂
Obrazki polecam: The Trossachs i okolice, Callander także – jak macie ochotę, to pooglądajcie sobie poszczególne galerie na tej stronie:
http://www.callander-town.demon.co.uk/photography/
Taki obrazek na zachętę:
(Dla uczciwości – zdjęcie pochodzi z wyżej wymienionej strony)
Puchatek