Tata wczoraj wreszcie wyszedł ze szpitala. A, bo nie napisałem, że do niego trafił? Ano trafił, trafił. Zapalenie płuc nie chciało się łatwo poddać, a w dodatku cukrzyca, jakby to ująć, wymknęła się spod kontroli (…co po części wynikało z osłabienia związanego z chorobą, ale po części także z tego, że tata od bardzo dawna zalecenia lekarzy traktował tak, jak duża część polskich kierowców traktuje ograniczenia prędkości: jako sugestie…). Trzy tygodnie tam spędził. Wyleczyli, zrobili wszystkie możliwe badania, ustawili leki… Pacjent czuje się dobrze i jest szczęśliwy, że wrócił do domu. Co więcej, chyba przestraszył się na tyle, że tym razem będzie grzecznie przestrzegał zaleceń. Zobaczymy, jak długo…
***
Kończę książkę – ciekawą, ale trudną i wymagającą. Mnóstwo „fact-checkingu”, mnóstwo bibliograficznych przypisów. Dobrze, że już kończę, bom się zmęczył. I mam już kolejną – z tego samego, bardzo dobrego wydawnictwa, ale tym razem za wyższą stawkę, a w dodatku ciekawszą (dla mnie). Nic na razie powiedzieć nie mogę – jak już będę miał podpisaną umowę, to uchylę rąbka tajemnicy 😉
***
Ferie się zaczęły. Pietruszka egzaminy semestralne na drugim roku zdał jak burza – między innymi topologię, którą 2/3 roku oblało, a on (jako bodaj jedyny) dostał 4+. Piłka siedzi w Cambridge – ona teraz ferii nie ma, ale w ten weekend jadą z grupą przyjaciół do Londynu. Okazało się, że jeden z kolegów z takiej siedmio- czy ośmioosobowej paczki mieszka (poza studiami) w doskonałej dzielnicy Londynu, w wielkim i (zdaje się) bardzo bogatym domu. Rodzice kolegi zgodzili się, żeby zaprosił całą ekipę na weekend – więc Piłka pierwszy raz zobaczy Londyn. Już jej zrobiłem długa listę atrakcji, które koniecznie powinna zobaczyć… 😉
Swoją drogą – ta ich ekipa przyjaciół to ilustracja pojęcia „globalizacja”: troje Anglików (w tym jeden pochodzenia hinduskiego), jedna dziewczyna z Pakistanu, jedna z Indii, jedna z Ghany (jeśli dobrze pamiętam) i jedna Polka. Kolory skóry – od bardzo jasnego (Piłka ma cerę po mamie, czyli dość białą…) przez wszystkie wersje pośrednie po bardzo ciemny (koleżanka z Afryki). Różnice kutrowe i religijne – równie rozległe. I proszę: w niczym im to nie przeszkadza, kumplują się, dobrze się razem bawią, potrafią się razem uczyć – i wspólnie wygłupiać. Fajne doświadczenie, które zostaje i pozwala chyba szerzej i bardziej otwarcie patrzeć na świat…
Ferie głównie w domu. Może w przyszły tygodniu pojedziemy na dwa – trzy dni do C., do cioci, gdzie już dawno nie byliśmy. To znaczy – ja z chłopakami, bo Piłka wraca do Polski dopiero w marcu.
***
Bardzo, bardzo tęsknię za wiosną. Bardzo chciałbym gdzieś na kilka dni wyjechać (sam). Ale na razie się na to nie zanosi (…ani na nic innego też nie). A w przyszłą środę – w Popielec – minie osiem lat od odejścia M. Trudno uwierzyć, jak czas szybko biegnie. Tak, wiem, to banał.
Pomaga zanurzenie się w opowieści. W dobrej książce, w ciekawym serialu. W dobrej muzyce.
***
…Kiedyś zastanawiałem się, na czym polega fenomen bluesa. Jak to jest, że muzyka, która ma w nazwie „smutki” i która powstała jako wyraz tragicznego losu niewolników, ma w sobie tyle pogody, uśmiechu i światła. Zrozumiałem (zgodnie z psychologiczną zasadą „co zwerbalizowane, to uświadomione”) dopiero jak usłyszałem ten kawałek. A konkretnie jego refren. „When you see me laughing, I’m laughing just to keep from crying”. Niegłupie. I działa.
Też mieszkam w C… 🙂 ale to na pewno inne C, a szkoda.
PolubieniePolubienie
You never know… Rzuć województwo, zobaczymy poziom zgodności geograficznej 😉
PolubieniePolubienie
Zachodniopomorskie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uuuu, to zupełnie nie. „Nasz” C. jest w dolnośląskim. Drugi koniec Polski 🙂
PolubieniePolubienie
Wpadam z wizyta, bo zaciekawił mnie tytuł bloga.
Globalizacja w każdej sferze życia, nie tylko w Londynie, w naszej przychodni lekarze z różnych krajów bywali, teraz jakaś Ukrainka, ale był tez Hindus.
Muzyka podobno dobra na wszystko, jeden aktor śpiewa, inny (A.Hopkins) pisze piękne walce.
Pozdrawiam:-)
PolubieniePolubienie
Zapraszam 🙂
PolubieniePolubienie