Po-świątecznie

Komunia Pucka przebiegła nadspodziewanie spokojnie. Baliśmy się trochę czasu trwania samej mszy, bo w tym roku grupa dzieci była wyjątkowo (jak na naszą parafię) liczna – ponad setka. Ale okazało się, że wszystko grało jak w zegarku i całość wcale nie trwała bardzo długo (mimo, że ani przez chwilę nie miało się wrażenia pośpiechu).

A potem w domu – obiad dla rodziny, po południu ciasta i kawa dla Bliższych i Dalszych Znajomych. Na szczęście przy organizacji obiadu zadziałali Przyjaciele Domu, bo sam bym tego chyba nie ogarnął… Chwała im za to – i niech im Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi (znaczy w tych, co już je mają, rzecz prosta).

Pucek był niesamowicie przejęty, radosny i – później, już w domu – nakręcony jak sprężynka. Wieczorem zasnął jak kłoda, ledwo głowę do poduszki przyłożył.

***

Zapraszając rodzinę i bliskich na Uroczystość podkreślałem, żeby „nie przesadzali z prezentami”. Bardzo mi zależało, żeby Puckowi ten dzień nie kojarzył się przede wszystkim z tym, co dostał w kolorowych papierkach. Jasne, drobne prezenty, upominki, coś miłego – ale żadnych „wodotrysków”, bo nie o to chodzi. Kiedy Pietruszka szedł do Pierwszej Komunii, jego głównym prezentem od rodziców był wyjazd sam na sam z tatą w góry (pisałem o tym sześć lat temu, TUTAJ). Piłka była ze mną na przedstawieniu i też miała taki cały dzień dla siebie. Z Puckiem pojedziemy chyba (bo jeszcze się nie zdecydował) na cały dzień na kajaki. Takie prezenty dzieci wspominają jeszcze po latach, kiedy wszystkie tablety, rowery, komputery i inne bajery dawno już się popsują…

Wszyscy – generalnie – uszanowali moją prośbę. Pucek dostał trochę fajnych książek, zegarek od Cioci B. (bo stary mu się zepsuł) i prawdziwego X-Winga z Lego Star Wars (tego dużego, łomattko!).

Wszyscy… z wyjątkiem dziadka L. (czyli teścia) rzecz prosta. Teść – jak to teść – do prezentów nie miał głowy, raz spytał mnie nawet, co kupić, ale ostatecznie stwierdził, że da wnukowi pieniądze, „…bo on już przecież nie jest taki mały, a wam łatwo nie jest, to już powinien wiedzieć, że się oszczędza…” – i tak dalej. Już miałem na końcu języka komentarz, że Pucek ma DZIEWIĘĆ lat, a nie dziewiętnaście, alem sobie odpuścił. OK, parę groszy dostanie, schowa sobie (bo Pucek ma skarbonkę, w której swoje oszczędności trzyma, i wcale do niej tak często nie sięga).

Tyle, że „pare groszy” okazało się kwotą moim zdaniem zdecydowanie za dużą, jednoznacznie przekraczającą granice „drobnego upominku”. Zwłaszcza, że dziadek do milionerów nie należy.

Pucek się oczywiście ucieszył – pieniądze do skarbonki schował i więcej o nich nie mówił. Ciekawe, czy za rok – dwa będzie jeszcze pamiętał, od kogo je dostał i z jakiej okazji…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s