Ostatni wpis sprzed miesiąca… Czasami nawet mam ochotę coś napisać (bo jest o czym, zawsze jest o czym!) – ale jak już przychodzi co do czego, to okazuje się, że znowu jest jedenasta w nocy, a jeszcze trzeba wstawić pranie, odpalić zmywarkę, nakarmić kota i co tam jeszcze. I nic z tego nie wychodzi.
***
No właśnie – czy ja już pisałem, że mamy kota? (I nie, nie mam na myśli stanu umysłu, tylko zwierzę mniej więcej futerkowe). Przyplątała się się taka bida jakoś pół roku temu – młode to było, małe, głodne… Jeść bidzie dali, to bida się wprowadziła. I tak już zostało. W dodatku okazało się, że bida została już wcześniej wysterylizowana (prawdopodobnie w ramach jakiegoś gminnego programu sterylizacji bezdomnych kotów). Dziś już ma koło roku i w zasadzie można powiedzieć, że mieszka u nas na pełen etat. Pucek nazwał ją Rey (od postaci z VIII epizodu Gwiezdnych Wojen, rzecz prosta), reszta rodziny mówi na nią „Kotówa”, ale tak naprawdę zwierz reaguje na wymyślne imię „Choć, Masz Jeść”…
A że to młode i głupie, to pakuje się w różne dziwne miejsca. Ostatnio dłuższą chwilę zastanawiałem się, skąd dochodzi miauczenie – aż otworzyłem szafę i zobaczyłem widok następujący:
***
A z rzeczy Ważniejszych – Pucek jutro idzie do Pierwszej Komunii. Będzie się działo…