Bez Tytułu

Czy ja pisałem, że dom jest pusty?

Nie jest. Po kilku dniach zaczyna się zauważać, że dom wcale nie jest pusty. Przeciwnie: jest zapchany, zagracony po dach. Jest pełen przedmiotów, sprzętów, ubrań, rozwiązań. Pełen kolorów, która Ona wybierała. Kafelków, które Jej się podobały. Zasłon właśnie takich, a nie innych. Książek, których już nie zdążyła doczytać. Długopisów, które gdzieś położyła (zawsze szukała długopisów…) i które teraz wypełzają z różnych ciemnych skrytek. I jeszcze ta ikona, którą dostała pod choinkę, a której w całym zamieszaniu już nie zdążyliśmy powiesić na ścianie.

Są takie przedmioty, z którymi kiedyś trzeba będzie coś zrobić. Kurtka, która wisi na wieszaku. Buty stojące na półeczce pod nim. Sukienki w szafie. Bielizna w szufladzie. Kosmetyki. Apaszki. Biżuteria (niewiele, nie lubiła się „obwieszać”, zakładała jakąś bransoletkę czy wisiorek na specjalne okazje…).

Część pewnie przejmie Piłka. Część trzeba będzie komuś pooddawać.

Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jestem w stanie o tym myśleć. Jeszcze nie mam siły rozpakować do końca walizki, z którą była w szpitalu. Przymierzałem się ze trzy razy – i nie dałem rady.

Powoli, krok po kroku, trzeba sobie wszystko poukładać na nowo. Wszystko: począwszy od kwestii „technicznych” i rodzinnej logistyki, poprzez różne sprawy pilne i konieczne, aż po te Najważniejsze.

***

W poniedziałek, dwa dni po pogrzebie, kiedy Potwory były w szkole, pojechałem na cmentarz. Stałem tam zupełnie sam (na szczęście), patrząc na te wszystkie szczegóły, których w dniu pogrzebu w ogóle nie widziałem. Na tę górę kwiatów na grobie. Na napisy na wstęgach – kompletnie niesztampowe, w większości bardzo osobiste.

Jeden z wieńców sprawił, że kompletnie się rozkleiłem. Duży, z bardzo kolorowych kwiatów, ze wstążką z napisem „Od małych i dużych przyjaciół ‚Ślimaka’” (‚Ślimak’ to przedszkole, które M. prowadziła). A do wieńca, między kwiatami, przymocowane były czerwone serduszka – ulepione z gliny, poszkliwione na czerwono, wypalone niewątpliwie w piecu w gliniarni u niezawodnej Justynki. Małe, gliniane serduszka, trochę krzywe, trochę nieforemne, każde innej wielkości – i na każdym było imię przedszkolaka, który je zrobił. Przedszkolaków obecnych – i tych, którzy ze ‚Ślimakiem’ pożegnali się już nawet parę lat temu.

Próbowałem te serduszka policzyć, ale nie byłem w stanie.

Ktoś mi powiedział, że ten pogrzeb był „…taki jasny, pełen światła, wyjątkowy”.

Odpowiedziałem, że pogrzeb jest taki, jak człowiek, którego się żegna.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s