Pietruszka ma nową pasję – Rummikub. Dostał grę na dziesiąte urodziny – a że to cyferki i kombinacje z nimi związane, to go oczywiście wciągnęło. Gra ze mną, gra z M., nawet z młodsza siostrą (choć niechętnie, bo „…ten bachor nic nie rozumie i wszystko mu trzeba tłumaczyć”).
Ale rodzinne rozgrywki możliwe są stosunkowo rzadko (czas, praca, wiadomo…). Pietruszka zakręcił się zatem i znalazł w Internecie miejsce, gdzie gra się w Rummikub on-line. Zasady są proste: wchodzisz do „pokoju” i jeśli akurat jest „wolna” osoba która czeka na grę, to system was zestawia i jest partyjka jeden na jeden.
Grają tam ludzie z całego świata (gra nie wymaga komunikacji werbalnej…), w różnym wieku – niemniej jednak znakomita większość jest od Pietruszki sporo starsza.
Gra tak od dwóch tygodni – ale dopiero kilka dni temu rzuciłem okiem na statystyki (na stronie musisz się zalogować, masz indywidualny nick, więc wiadomo co i jak). I co?
Pietruszka wygrywa średnio osiem partii na dziesięć. A że większość graczy w sygnaturkach podaje swój wiek i / lub wrzuca zdjęcia (on tego nie zrobił na szczęście), więc mam porównanie.
I widzę (z niejaką dumą, acz i zadziwieniem) jak mój dziesięcioletni syn łoi skórę różnym Francuzom, Amerykanom, Rosjanom i Niemcom mającym po 17, 18 czy 25 lat. Gdyby rejestrując się podał wiek, pewnie większość z tych ludzi nie chciałaby z nim grać (…z takim dzieciakiem?). Ale nie podał, więc zgadzają się na partyjkę – i dostają w tyłek.
Właśnie chwilę temu (siedzi w domu, bo jest mocno przeziębiony) spuścił łomot jakiejś osiemnastoletniej Francuzce. Wystarczył mu kwadrans.
Tiaaaa….