Dzień piąty – czyli 31. lipca. I tu właściwe samego opowiadania jest stosunkowo niedużo…
Z Lochmaddy porannym autobusem (czyli w zasadzie minibusikiem) pojechałem na południe. Przejechałem wzdłuż cały North Uist, Benbeculę, South Uist, dotarłem na Barrę. Widoki, widoki, widoki… (kilka obrazków wrzucam poniżej). Z Barry cofnąłem się na South Uist, do Lochboisdale, skąd późnym popołudniem odpłynąłem już, niestety, na szkocki mainland, do Oban.
Z ciekawszych widoków – z pokładu promu zobaczyłem nagle dużą (półtora – dwa metry wysokości)… trójkątną płetwę nad wodą. Skojarzenie ze „Szczękami” nasunęło się niemal automatycznie. Płetwa była ewidentnie trójkątna, nie podłużna – a więc nie były to orki. Rekin? TAKI rekin?! Nawet ten w „Szczękach” musiał być mniejszy… Okazało się (co wytłumaczył mi jakiś uprzejmy Szkot widząc moje zdziwienie), że to rzeczywiście rekin – ale też że skojarzenie ze „Szczękami” było zupełnie nietrafione. To był rekin długoszpar – rybka niemała, drugi co do wielkości (po rekinie wielorybim) rekin świata (10 do 12 metrów długości, 4 tony…). Ale przy tym wszystkim zwierz zupełnie niegroźny, bo żywi się wyłącznie planktonem… W czasie ponaddwugodzinnej przeprawy widziałem ich łącznie chyba z dziesięć. „Leżały” tuż pod powierzchnią wody i wygrzewały się w promieniach słońca…
Wieczorem byłem już w Oban – uroczym portowym miasteczku położonym mniej więcej w połowie wysokości zachodniego wybrzeża Szkocji. Miasteczku? Po tym, co widziałem na Hebrydach powinienem chyba napisać – „w wielkim mieście”…
Zjadłem coś, a potem zarzuciłem plecak i ruszyłem na kemping. Przetuptałem tak, lekko licząc, siedem kilometrów, na miejsce dotarłem po dziesiątej wieczorem. Mżyło… Namiot, prysznic i spać. A nazajutrz czekała mnie droga z Oban w kierunku Edynnburga…
Obrazki (nie moje, na szybko znalezione w sieci…)
Benbecula:
South Uist:
Barra:
Oban: