Dwadzieścia lat!
Tak, nie tylko od mojej matury… Rozmawialismy z Kolegami z Klasy (zjawiło się w sumie sześć osób, całkiem nieźle jak na pierwszy raz i termin ustalony właściwie z dnia na dzień…) ponad trzy godziny. Ustaliliśmy termin „oficjalnego”spotkania na październik.
Ale przecież te dwadzieścia lat temu nie tylko – i nie przede wszystkim – nasza matura była na tapecie…
Ja jestem z „dobrego rocznika” 1970. A to oznacza, że w 1988 skończyłem 18 lat. A to oznacza, że w 1989 już MOGŁEM GŁOSOWAĆ. I głosowałem 🙂
I wiecie co? Kurczę, to były niesamowite dni. To poczucie wolności, poczucie święta, świadomość że coś się bezpowrotnie kończy – a zaczyna coś zupełnie nowego. W sierpniu 1980 małem dziesięć lat, niewiele rozumiałem, niewiele pamiętam – więc w moim życiu to były PIERWSZE takie chwile.
Pamiętam tłumy pod „Niespodzianką” na Placu Konstytucji, kiedy czekaliśmy na wyniki wyborów z Żoliborza – i euforię, kiedy okazało się że jednak wygrał Kuroń.
Pamiętam dreszcz emocji kiedy szło sie po ulicy z egzemplarzem „Wyborczej” i przechodzący obok milicjanci patrzyli na nią złym wzrokiem.
Pamietam fiestę, która w zasadzie zaczęła się już w nocy z niedzieli na poniedziałek, a potem narastała.
Pamiętam – NAPRAWDĘ pamietam! – Joannę Szczepkowską ogłaszającą koniec komunizmu.
Pamiętam hasło „wasz prezydent – nasz premier” i Mazowieckiego przemawiającego w sejmie.
Na moich oczach działa się historia – a ja mogłem w niej uczestniczyć. Niesamowite uczucie. I nie odbierze mi go ani Pan Prezydent wykorzystujący tę rocznicę wyłącznie do promowania partii swojego brata, ani tenże brat, nieustannie powtarzający jak bardzo jest źle, że to nie on rządzi, ani cały tłum krzykaczy i zadymiarzy, którzy dopiero po 1989 roku zrobili się „strrrasznie odważni”.
Niech krzyczą. Ja dziś świętuję! 🙂